Perspektywa Izy
Następnego dnia, gdy tylko się obudziliśmy z Facundo, on
pojechał spakować swoje rzeczy, a ja swoje. Mimo tego wina, pamiętałam co do
joty wszystko z tamtego wieczoru. Spakowałam w pośpiechu wszystkie swoje
rzeczy. Po godzinie zadzwonił do mnie
dzwonek do drzwi. Myślałam, że to Conte. A to był… Srećko.
- Hej, a ty co tu robisz? – Spytałam nieco
zdezorientowana.
- Masz chwilę?
- No jasne. Właź. – Odpowiedziałam.
Zauważyłam, że był jakiś zbity z tropu i to kompletnie.
Zdjął buty i usiadł na kanapie. Zrobiłam nam na szybkiego herbatę.
- Też wyjeżdżasz? – Spytał, patrząc na walizkę.
- Tak, do rodziców. Srećko masz niemrawą minę, co się dzieje? - Gdy tylko usłyszał moje pytanie westchnął
głośno.
- Bo ty się przyjaźnisz z Patrycją, nie?
- No jesteśmy jak siostry.
- To możesz mi powiedzieć jak do niej dotrzeć? Dać mi
jakieś wskazówki?
- Chwila moment, bo chyba nie nadążam. O co chodzi? –
Spytałam, patrząc na niego kompletnie zdezorientowana. – O matko ty chyba nie…
- Przeszedł mi przez myśl jeden scenariusz wydarzeń. Zaczęło mu na niej zależeć.
- Tak wiem, to niedozwolone, spoufalać się z kimś z klubu
bla bla, ale ty i Andrzej, a teraz Facundo…
- Nie w tym rzecz. Jestem w szoku.
- Widzę właśnie.
- Patrycja jest dość zamkniętą w sobie dziewczyną. Po
Włodarczyku na pewno nie będzie tak prosto do niej dotrzeć.
- Ja widziałem co innego. Wczoraj z nim wychodziła z
wielką walizką z jej mieszkania.
- CO?!
- Chyba się pogodzili. – mruknął i podrapał się po głowie.
- O kurwa… - Jedynie to mi ślina na język przyniosła.
Opowiedział mi trochę, co go gryzło, ale wiadomo czas
nikogo nie rozpieszczał. Zdążyłam się dowiedzieć tyle, że coś zaiskrzyło, że mu
zaczęło zależeć i chce spróbować ją zdobyć. Niby wszystko brzmiało tak prosto,
ale nie było. Chodziło w końcu o moją przyjaciółkę i nie chciałam, żeby
ktokolwiek ją zranił. Nie wiedziałam jak chłopakowi doradzić, żeby chociaż
trochę ułatwić mu zadanie. No po prostu nie miałam zielonego pojęcia. Po niespełna
godzinie trochę podbudowany wyszedł z mojego mieszkania. I fart życiowy chciał,
że minął się w nich z Conte.
- A co Srećko chciał? – Spytał, gdy zamknął drzwi.
- Porady, wyżalić się… Jest trochę zbity z tropu.
- A co się dzieje?
- Patka mu się spodobała i zaczęło mu zależeć na niej,
bardziej jak na zwykłej koleżance z pracy.
- O stary.
- A sprawę skomplikował fakt, że pogodziła się z Włodim i
gdzieś z nim wychodziła z wielką walizką i muszę do niej zadzwonić, żeby mi
cholera jasna wyjaśniła, co ona najlepszego odwala.
- Iza, spokojnie. Na to znajdziesz czas. Teraz musimy
jechać.
- Cholera masz rację. Później z nią porozmawiam. –
Mruknęłam i poszłam ubrać kurtkę i całą resztę.
Po paru chwilach byliśmy w samochodzie. Po krótkiej
sprzeczce, kto będzie prowadził, za kółkiem usiadłam ja. W końcu jechaliśmy do
mnie, więc znałam drogę jak własną kieszeń.
Minęła ona nam niesamowicie szybko. Non stop
rozmawialiśmy, śpiewaliśmy piosenki, mimo że żadne z nas na dobrą sprawę nie
potrafi śpiewać. Momentami płakaliśmy ze śmiechu. Gdy tylko wysiedliśmy z
mojego samochodu, moja mama wyszła nas przywitać. Trochę mina jej zrzędła, gdy
zobaczyła nie Wronę, a Facundo.
- Iza kochanie moje, w końcu jesteś! – Wyściskała mnie za
wszystkie czasy.
- Hej mamuś. To jest Facundo. Kolega z pracy. –
Uśmiechnęłam się.
- Dzień dobry, miło panią poznać.
- Dzień dobry. Chodźcie do środka, bo zimno jest. –
poleciła, co od razu po wyjęciu walizek zrobiliśmy.
Gdy tylko zostawiliśmy walizki w moim pokoju, mama
zawołała nas na kawę i ciasto.
- Jak droga?
- A dobrze, bez większych problemów. A co u Was?
- A dobrze. Ojciec jeszcze w robocie, ale ja zrobiłam
sobie wolne, bo w końcu jutro Wigilia.
- Pomożemy Ci. – powiedziałam.
- Na razie odpocznijcie oboje to była długa podróż. Izka,
mogę cię jednak na chwilę na korytarz prosić?
- No pewnie. – Odpowiedziałam i poszłam za nią.
- Co to za chłopak? Mówiłaś, że przyjedziesz z Andrzejem?
- O matko… Sprawa z Wroną jest dawno zamknięta i
nieaktualna.
- A co zrobił?
- Mamo nie chcę teraz o tym rozmawiać, dobrze? Nie ma go
i tyle.
- Izka nie podoba mi się to co robisz.
- Facundo miał spędzać sam święta to go zaprosiłam. Co to
za różnica, czy to jest on czy Andrzej?
- Widać, że zależy mu na tobie. Dobrze mu z oczu patrzy.
Na te słowa jedynie posłałam jej delikatny uśmiech. Po
wypiciu kawy i odpoczynku poszłam z Conte na miasto pokazać mu okolice. Miasto
mu się bardzo spodobało, bo miało swój urok. Niestety pogoda postanowiła nas
nie rozpieszczać i musieliśmy wracać do domu. Po powrocie od razu zaczęliśmy
pomaganie mamie z porządkami i przygotowywaniem wigilijnych potraw. Nie obyło
się bez śmiechu w naszym wydaniu. Dopiero
późnym wieczorem mieliśmy czas dla siebie. Gdy Facu poszedł pod prysznic ja
poszłam do mojej rodzicielki.
- To w końcu wyjaśnisz co się wydarzyło?
- Zdradzał mnie. – Wyszeptałam ze łzami w oczach. –
Bezprecedensowo mnie zdradzał, a potem załatwił tej lafiryndzie pracę jako
fotografka. – dodałam i się rozpłakałam jak dziecko.
Kobieta nie wiedziała co powiedzieć. Przytuliła mnie
mocno i zaczęła głaskać po plecach i uciszać.
- Co ja takiego robię źle? Pierw Matt, teraz Andrzej. Co
ja im takiego zrobiłam? Przecież starałam się dać im szczęście jakie tylko
potrafiłam zaoferować. Robiłam wszystko, żeby było dobrze.
- Wiesz, malutka… Czasami nawet kiedy staramy się jak
możemy, robimy wszystko co w naszej mocy, nie udaje się nam. Może nie pójść po
naszej myśli. Nie martw się kochanie. Idiota nie wie co stracił. Jesteś warta o
wiele więcej niż ci dwaj Don Juani. Może właśnie przy Facundo znajdziesz to
czego szukasz cały czas? Spokój, szczęście, bezgraniczną, bezwarunkową miłość?
Chłopak patrzy na ciebie i nie widzi nikogo wokół.
- Skąd to wiesz?
- Oj dziecko, ja żyję tyle lat na tym świecie, że
wystarczy czasami, że tylko spojrzę na człowieka, a już wiem jaki jest. A tobie
na nim zależy?
- Nie wiem. Może tak. – Wyszeptałam.
- To walcz. Daj mu szansę. Zapomnij o tych dwóch idiotach
i ułóż sobie życie.
- Chyba masz rację. – spojrzałam na nią.
Wzięłam kieliszki i czerwone wino i poszłam na górę do
niego. Gdy tylko przekroczyłam próg pokoju, on przywitał mnie ciepłym i
troskliwym uśmiechem.
~*~
Perspektywa Patrycji
Droga do Andrychowa minęła spokojnie. Jechaliśmy
wieczorem, więc praktycznie całą przespałam. Gdy dojechaliśmy na miejsce, jego
rodzice już spali, więc po cichu poszliśmy do jego pokoju. Dzięki Bogu miałam
swój własny więc o nic nie musiałam się martwić.
Podeszłam do swojej torebki i wyjęłam prezent od Srećko.
Wyjęłam z ozdobnej torebeczki podłużne czarne pudełko od Apartu. Wzięłam
głęboki oddech i je otworzyłam. Był to delikatny, złoty naszyjnik z sercem i brylantem. Był piękny. Zaparło mi dech w piersiach. Jednak to nie było
wszystko. W torebeczce było coś jeszcze.
To był perfum Calvina Kleina Enternity Moment. Spojrzałam przed siebie.
Przecież on musiał tak się wykosztować. Przypomniała mi się jego mina, gdy
zobaczył Wojtka.
Tej nocy nie zmrużyłam oka. Myślałam o nim. O Lisinacu.
Następnego ranka wstałam niemalże nieżywa. Usłyszałam
pukanie do drzwi, kiedy się ogarniałam.
- Proszę! – Zawołałam.
- Ooo już wstałaś. Mama zrobiła śniadanie.
- Jasne, już idę. – odłożyłam szczotkę na półkę i zeszłam
z Wojtkiem do kuchni. – Szczerze się
boję.
- Moja mama nie gryzie. Spokojnie. – Zaśmiał się. – Cześć
mamo! – zawołał, gdy weszliśmy do kuchni.
- Wojtuś! Kiedy przyjechałeś? – Ucałowała go w policzek i
wyściskała.
- W nocy. Chcę ci przedstawić Patrycję, moją koleżankę z
pracy i fizjoterapeutkę.
- Dzień dobry. Bardzo miło mi panią poznać. –
Uśmiechnęłam się i podałam jej dłoń, którą jego mama od razu uścisnęła.
- Cześć Patrycja. A nie mówiłeś, że będziemy mieli
gościa.
- Patrycja miała spędzać sama święta, więc zaprosiłem ją
do nas.
- I bardzo dobrze! Im więcej nas tym lepiej! – Uśmiechnęła
się szeroko.
- Może pani w czymś pomogę? – Spytałam. – Zawsze jest
dużo roboty ze świętami więc…
- Ależ dziecko
drogie. Jesteś tu gościem i nawet rąk sobie nie ubrudzisz. O nie.
- Naprawdę to żaden problem. Będę naprawdę szczęśliwa, jeśli
będę mogła pomóc.
- No skoro chcesz, to czemu nie! Siadajcie do stołu, bo
jajecznica wam kompletnie wystygnie! -
Poleciła.
Od razu usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść.
- Jak ci się spało?
- Powiem ci szczerze, że nie spałam dużo, ale dobrze. –
Odpowiedziałam.
- Coś cię trapiło?
- Nie no co ty. Chyba byłam tak zmęczona, że zasnąć nie
mogłam, ale już jest dobrze. – Posłałam mu delikatny uśmiech.
Po śniadaniu od razu zabrałam się za przygotowywanie
salonu z Wojtkiem. On poodkurzał i wytarł wszędzie kurze, a ja jako że
skończyłam technikum hotelarskie, postanowiłam wykorzystać swoją wiedzę z
obsługi konsumenta i przygotować stół jakiego jeszcze nikt nie widział. Latałam
wokół niego niemalże na wysokości lamperii, ale za to efekt moim zdaniem był
powalający. Kiedy jego mama weszła do salonu zatkało ją.
- O Matko Boska. Kto stroił stół?
- To mamo, jest dzieło Patki. – Uśmiechnął się.
- Jest piękny.
- Dziękuję bardzo. – Odpowiedziałam nieco speszona.
- Ale naprawdę, kończyłaś jakiś kurs kelnerski czy coś?
- Technikum hotelarskie. – Uśmiechnęłam się. – Chciałam wykorzystać
trochę swoją wiedzę.
- Od razu widać, że kobieca ręka to robiła. – poklepała mnie
po ramieniu.
- Dziękuję. – Zaśmiałam się i spojrzałam na Włodarczyka.
W końcu nadeszła 17:00. Już się ściemniło. Wszystkie
potrawy były już na stole, a my odświętnie ubrani staliśmy przy nim. Ubrałam się w małą czarną, sięgającą do ¾ uda. Wojtek się do mnie non stop uśmiechał. W
końcu jego tata rozdał wszystkim opłatek i jako głowa rodziny zaczął mówić.
- W tę święta moi drodzy, życzę Wam wszystkiego co
najlepsze. Przede wszystkim zdrowia, szczęścia, pogody ducha, spełnienia marzeń
i żebyśmy spotkali za rok w tym samym gronie.
Wtedy wszyscy zaczęli do siebie podchodzić. Ja trafiłam
od razu na Włodarczyka. Pomijałam już ten fakt, że pierwszy raz od lat
spędzałam święta w ten sposób.
- No to Pati. – zaczął i ułamał kawałek z mojego opłatka.
– Życzę ci wesołych świąt, zdrowia, szczęścia, uśmiechu, samych przyjaciół,
sukcesów w pracy i w życiu zawodowym, żebyś zawsze otaczała ludzi swoją troską,
żebyś spełniła swoje najskrytsze marzenia. – Mówił i wcale nie zamierzał
skończyć.
Mi zaszkliły się oczy od razu. Spojrzałam w sufit.
Niestety uroniłam kilka łez. To ciepło
rodzinne przypomniało mi, czego tak naprawdę mi brakuje w życiu. Rodziny.
- Nie płacz. – Szepnął i wytarł delikatnie opuszkiem mój
policzek.
- Przepraszam, to są moje pierwsze takie święta. –
Szepnęłam. – Wzruszyłam się.
- Ooo. – Uśmiechnął się i mnie przytulił.
- Dobra. To ja życzę ci też wesołych świąt, dużo zdrowia,
żeby kontuzje cię omijały szerokim łukiem, sukcesów ze Skrą i każdym klubem, w
którym będziesz grał, żebyś trochę szybciej myślał, zanim coś powiesz. –
Zaśmiałam się, a on mi zawtórował. – i żebyś miał kiedyś taką osobę, której
powierzysz wszystkie sekrety, będzie dawała ci szczęście, no i takiej rodziny,
która zawsze będzie za tobą stała murem. Choć taką już masz. – Uśmiechnęłam się.
Po złożeniu życzeń zasiedliśmy do stołu i zaczęliśmy
jeść, rozmawiać i cieszyć się swoją obecnością. Ta atmosfera była dla mnie
magiczna. Nie było sporów, kłótni. Była typowa rodzinna atmosfera. Po zjedzeniu
uroczystej kolacji zaczęliśmy śpiewać kolędy. To była magia. W końcu odeszliśmy
od stołu i przyszedł czas na prezenty. Dla każdego było po jednym. Spojrzałam
na Wojtka zdezorientowana. Dostałam piękną złotą bransoletkę. Na pasterkę nie szliśmy, bo byliśmy zbyt zmęczeni po
całym sprzątaniu.
Wróciłam do swojego pokoju. Wysłałam wszystkim życzenia
świąteczne. Wzięłam pudełeczko z naszyjnikiem od Lisinaca. Był przepiękny.
Uśmiechnęłam się delikatnie do siebie. Ten dzień był spełnieniem mojego
marzenia. Zeszłam z powrotem na dół i usiadłam na kanapie obok Wojtka.
- I jak?
- Co jak? – spytałam.
- Ci się podoba?
- To było spełnienie mojego najskrytszego marzenia. –
Wyszeptałam. – Dziękuję.
- A tak się zapierałaś. – Zaśmiał się.
- Cicho. – mruknęłam.
Wojtek zrobił nam wszystkim zdjęcie. Ja tak samo i
dopisałam „Dzisiaj spełniło się moje najskrytsze marzenie. Pierwsze tak
wzruszające, rodzinne Święta. Życzę Wszystkim Wesołych, pogodnych i przede
wszystkim RODZINNYCH Świąt Bożego Narodzenia J”
i wstawiłam na Instagrama. Około północy poszłam do łazienki, wzięłam prysznic
i przebrałam się w swoją piżamę. Usiadłam na łóżku. Ktoś zadzwonił do mnie.
Srećko. Odebrałam natychmiast.
- Halo?
- Hej Pati. Wesołych Świąt.
- Wesołych Świąt, Srećko. – Uśmiechnęłam się do siebie. –
Jak tam?
- A dobrze, u mnie do świąt jeszcze daleko, ale wiem, że
w Polsce teraz są, więc dzwonię z życzeniami.
- Ooo dziękuję, kochany jesteś.
- A jak prezent?
- Jest przepiękny. Nie musiałeś tak się wykosztowywać.
- Ale chciałem. Dla ciebie wszystko.
- Może jak wrócisz to wpadniesz na kawę?
- No to raczej ty do mnie, ja u Ciebie byłem ostatnio. –
Usłyszałam jego śmiech
- No dobra niech ci będzie. To wtedy u Ciebie.
- No spoko. Widziałem zdjęcie. Fajnie cię widzieć taką szczęśliwą.
- Dzięki. – i tak z krótkiej rozmowy zrobiła się rozmowa
do prawie trzeciej w nocy.
Dużo się śmialiśmy, opowiadaliśmy żarty i po prostu
rozmawialiśmy o wszystkim czym się dało. W końcu jednak nas obojga dopadło
zmęczenie więc skończyliśmy rozmowę. Po tej rozmowie spokojnie odpłynęłam w
Krainę Morfeusza.
Genialny jak zawsze. Co ty dużo mówić. Cieszę się że Patrycja spędziła te święta z kimś i poczuła prawdziwą rodzinną atmosferę. Jestem ciekawa co z Andrzejem. Jak spędził te świata. I czy Iza mu wybaczy czy też nie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę ;)
Kocham to opowiadanie alę chce więcej Andersona, rozdział super.
OdpowiedzUsuńTeż chciałabym wiedzieć co z Andrzejem :) No i bardzo bym chciała, żeby Patrycja była z Wojtkiem, ale trochę żal mi Srećko. Rozdział genialny i czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńSRECKO! SERCKO! Kibicuję mu z całego serducha! Fajny chłopak. wydaje się ogarnięty - jako chyba jedyny. A Wojtek - nie wiem. Nie umiem zebrać myśli, więc skomentuję to krótko.
OdpowiedzUsuńAle poważnie, pojęcia nie mam co napisać. W sumie Facu też kibicuję. Dobra koniec. Pozdrawiam i czekam jak to się dalej potoczy! :)
Hej czemu jeszcze nie ma rozdziału, twój blog jest super ciekawa jestem których panów wybiorą dziewczyny. ?
OdpowiedzUsuńKiedy nowy?
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdział kochana bo nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam na nowe opowiadanie, którego głównymi bohaterami będą francuscy siatkarze, a konkretnie: Earvin N'Gapeth, Thibault Rossard i Kevin Tillie. Liczę, że zajrzysz i jeśli Ci się spodoba zostaniesz na dłużej :)
http://we--can--keep--it--undercover.blogspot.com
Anderson Anderson ja chcę go więcej w rozdziałach i kiedy pojawiają się nowe?
OdpowiedzUsuń