środa, 13 kwietnia 2016

23.Na święta kolęda dwóch serc

Perspektywa Izy

   Następnego dnia, gdy tylko się obudziliśmy z Facundo, on pojechał spakować swoje rzeczy, a ja swoje. Mimo tego wina, pamiętałam co do joty wszystko z tamtego wieczoru. Spakowałam w pośpiechu wszystkie swoje rzeczy.  Po godzinie zadzwonił do mnie dzwonek do drzwi. Myślałam, że to Conte. A to był… Srećko.

- Hej, a ty co tu robisz? – Spytałam nieco zdezorientowana.
- Masz chwilę?
- No jasne. Właź. – Odpowiedziałam.

   Zauważyłam, że był jakiś zbity z tropu i to kompletnie. Zdjął buty i usiadł na kanapie. Zrobiłam nam na szybkiego herbatę.

- Też wyjeżdżasz? – Spytał, patrząc na walizkę.
- Tak, do rodziców. Srećko masz niemrawą minę, co się dzieje?  - Gdy tylko usłyszał moje pytanie westchnął głośno.
- Bo ty się przyjaźnisz z Patrycją, nie?
- No jesteśmy jak siostry.
- To możesz mi powiedzieć jak do niej dotrzeć? Dać mi jakieś wskazówki?
- Chwila moment, bo chyba nie nadążam. O co chodzi? – Spytałam, patrząc na niego kompletnie zdezorientowana. – O matko ty chyba nie… - Przeszedł mi przez myśl jeden scenariusz wydarzeń.  Zaczęło mu na niej zależeć.
 - Tak wiem,  to niedozwolone, spoufalać się z kimś z klubu bla bla, ale ty i Andrzej, a teraz Facundo…
- Nie w tym rzecz. Jestem w szoku.
- Widzę właśnie.
- Patrycja jest dość zamkniętą w sobie dziewczyną. Po Włodarczyku na pewno nie będzie tak prosto do niej dotrzeć.
- Ja widziałem co innego. Wczoraj z nim wychodziła z wielką walizką z jej mieszkania.
- CO?!
- Chyba się pogodzili. – mruknął i podrapał się po głowie.
- O kurwa… - Jedynie to mi ślina na język przyniosła.

   Opowiedział mi trochę, co go gryzło, ale wiadomo czas nikogo nie rozpieszczał. Zdążyłam się dowiedzieć tyle, że coś zaiskrzyło, że mu zaczęło zależeć i chce spróbować ją zdobyć. Niby wszystko brzmiało tak prosto, ale nie było. Chodziło w końcu o moją przyjaciółkę i nie chciałam, żeby ktokolwiek ją zranił. Nie wiedziałam jak chłopakowi doradzić, żeby chociaż trochę ułatwić mu zadanie. No po prostu nie miałam zielonego pojęcia. Po niespełna godzinie trochę podbudowany wyszedł z mojego mieszkania. I fart życiowy chciał, że minął się w nich z Conte.

- A co Srećko chciał? – Spytał, gdy zamknął drzwi.
- Porady, wyżalić się… Jest trochę zbity z tropu.
- A co się dzieje?
- Patka mu się spodobała i zaczęło mu zależeć na niej, bardziej jak na zwykłej koleżance z pracy.
- O stary.
- A sprawę skomplikował fakt, że pogodziła się z Włodim i gdzieś z nim wychodziła z wielką walizką i muszę do niej zadzwonić, żeby mi cholera jasna wyjaśniła, co ona najlepszego odwala.
- Iza, spokojnie. Na to znajdziesz czas. Teraz musimy jechać.
- Cholera masz rację. Później z nią porozmawiam. – Mruknęłam i poszłam ubrać kurtkę i całą resztę.

   Po paru chwilach byliśmy w samochodzie. Po krótkiej sprzeczce, kto będzie prowadził, za kółkiem usiadłam ja. W końcu jechaliśmy do mnie, więc znałam drogę jak własną kieszeń.
   Minęła ona nam niesamowicie szybko. Non stop rozmawialiśmy, śpiewaliśmy piosenki, mimo że żadne z nas na dobrą sprawę nie potrafi śpiewać. Momentami płakaliśmy ze śmiechu. Gdy tylko wysiedliśmy z mojego samochodu, moja mama wyszła nas przywitać. Trochę mina jej zrzędła, gdy zobaczyła nie Wronę, a Facundo.

- Iza kochanie moje, w końcu jesteś! – Wyściskała mnie za wszystkie czasy.
- Hej mamuś. To jest Facundo. Kolega z pracy. – Uśmiechnęłam się.
- Dzień dobry, miło panią poznać.
- Dzień dobry. Chodźcie do środka, bo zimno jest. – poleciła, co od razu po wyjęciu walizek zrobiliśmy.

   Gdy tylko zostawiliśmy walizki w moim pokoju, mama zawołała nas na kawę i ciasto.

- Jak droga?
- A dobrze, bez większych problemów. A co u Was?
- A dobrze. Ojciec jeszcze w robocie, ale ja zrobiłam sobie wolne, bo w końcu jutro Wigilia.
- Pomożemy Ci. – powiedziałam.
- Na razie odpocznijcie oboje to była długa podróż. Izka, mogę cię jednak na chwilę na korytarz prosić?
- No pewnie. – Odpowiedziałam i poszłam za nią.
- Co to za chłopak? Mówiłaś, że przyjedziesz z Andrzejem?
- O matko… Sprawa z Wroną jest dawno zamknięta i nieaktualna.
- A co zrobił?
- Mamo nie chcę teraz o tym rozmawiać, dobrze? Nie ma go i tyle.
- Izka nie podoba mi się to co robisz.
- Facundo miał spędzać sam święta to go zaprosiłam. Co to za różnica, czy to jest on czy Andrzej?
- Widać, że zależy mu na tobie. Dobrze mu z oczu patrzy.

   Na te słowa jedynie posłałam jej delikatny uśmiech. Po wypiciu kawy i odpoczynku poszłam z Conte na miasto pokazać mu okolice. Miasto mu się bardzo spodobało, bo miało swój urok. Niestety pogoda postanowiła nas nie rozpieszczać i musieliśmy wracać do domu. Po powrocie od razu zaczęliśmy pomaganie mamie z porządkami i przygotowywaniem wigilijnych potraw. Nie obyło się bez śmiechu w naszym wydaniu.  Dopiero późnym wieczorem mieliśmy czas dla siebie. Gdy Facu poszedł pod prysznic ja poszłam do mojej rodzicielki.

- To w końcu wyjaśnisz co się wydarzyło?
- Zdradzał mnie. – Wyszeptałam ze łzami w oczach. – Bezprecedensowo mnie zdradzał, a potem załatwił tej lafiryndzie pracę jako fotografka. – dodałam i się rozpłakałam jak dziecko.

   Kobieta nie wiedziała co powiedzieć. Przytuliła mnie mocno i zaczęła głaskać po plecach i uciszać.

- Co ja takiego robię źle? Pierw Matt, teraz Andrzej. Co ja im takiego zrobiłam? Przecież starałam się dać im szczęście jakie tylko potrafiłam zaoferować. Robiłam wszystko, żeby było dobrze.
- Wiesz, malutka… Czasami nawet kiedy staramy się jak możemy, robimy wszystko co w naszej mocy, nie udaje się nam. Może nie pójść po naszej myśli. Nie martw się kochanie. Idiota nie wie co stracił. Jesteś warta o wiele więcej niż ci dwaj Don Juani. Może właśnie przy Facundo znajdziesz to czego szukasz cały czas? Spokój, szczęście, bezgraniczną, bezwarunkową miłość? Chłopak patrzy na ciebie i nie widzi nikogo wokół.
- Skąd to wiesz?
- Oj dziecko, ja żyję tyle lat na tym świecie, że wystarczy czasami, że tylko spojrzę na człowieka, a już wiem jaki jest. A tobie na nim zależy?
- Nie wiem. Może tak. – Wyszeptałam.
- To walcz. Daj mu szansę. Zapomnij o tych dwóch idiotach i ułóż sobie życie.
- Chyba masz rację. – spojrzałam na nią.

   Wzięłam kieliszki i czerwone wino i poszłam na górę do niego. Gdy tylko przekroczyłam próg pokoju, on przywitał mnie ciepłym i troskliwym uśmiechem.

~*~

Perspektywa Patrycji

   Droga do Andrychowa minęła spokojnie. Jechaliśmy wieczorem, więc praktycznie całą przespałam. Gdy dojechaliśmy na miejsce, jego rodzice już spali, więc po cichu poszliśmy do jego pokoju. Dzięki Bogu miałam swój własny więc o nic nie musiałam się martwić.
   Podeszłam do swojej torebki i wyjęłam prezent od Srećko. Wyjęłam z ozdobnej torebeczki podłużne czarne pudełko od Apartu. Wzięłam głęboki oddech i je otworzyłam. Był to delikatny, złoty naszyjnik z sercem i brylantem. Był piękny. Zaparło mi dech w piersiach. Jednak to nie było wszystko.  W torebeczce było coś jeszcze. To był perfum Calvina Kleina Enternity Moment. Spojrzałam przed siebie. Przecież on musiał tak się wykosztować. Przypomniała mi się jego mina, gdy zobaczył Wojtka.
   Tej nocy nie zmrużyłam oka. Myślałam o nim. O Lisinacu. 
   Następnego ranka wstałam niemalże nieżywa. Usłyszałam pukanie do drzwi, kiedy się ogarniałam.

- Proszę! – Zawołałam.
- Ooo już wstałaś. Mama zrobiła śniadanie.
- Jasne, już idę. – odłożyłam szczotkę na półkę i zeszłam z Wojtkiem do kuchni.  – Szczerze się boję.
- Moja mama nie gryzie. Spokojnie. – Zaśmiał się. – Cześć mamo! – zawołał, gdy weszliśmy do kuchni.
- Wojtuś! Kiedy przyjechałeś? – Ucałowała go w policzek i wyściskała.
- W nocy. Chcę ci przedstawić Patrycję, moją koleżankę z pracy i fizjoterapeutkę.
- Dzień dobry. Bardzo miło mi panią poznać. – Uśmiechnęłam się i podałam jej dłoń, którą jego mama od razu uścisnęła.
- Cześć Patrycja. A nie mówiłeś, że będziemy mieli gościa.
- Patrycja miała spędzać sama święta, więc zaprosiłem ją do nas.
- I bardzo dobrze! Im więcej nas tym lepiej! – Uśmiechnęła się szeroko.
- Może pani w czymś pomogę? – Spytałam. – Zawsze jest dużo roboty ze świętami więc…
- Ależ dziecko  drogie. Jesteś tu gościem i nawet rąk sobie nie ubrudzisz. O nie.
- Naprawdę to żaden problem. Będę naprawdę szczęśliwa, jeśli będę mogła pomóc.
- No skoro chcesz, to czemu nie! Siadajcie do stołu, bo jajecznica wam kompletnie wystygnie!  - Poleciła.

Od razu usiedliśmy do stołu i  zaczęliśmy jeść.

- Jak ci się spało?
- Powiem ci szczerze, że nie spałam dużo, ale dobrze. – Odpowiedziałam.
- Coś cię trapiło?
- Nie no co ty. Chyba byłam tak zmęczona, że zasnąć nie mogłam, ale już jest dobrze. – Posłałam mu delikatny uśmiech.

   Po śniadaniu od razu zabrałam się za przygotowywanie salonu z Wojtkiem. On poodkurzał i wytarł wszędzie kurze, a ja jako że skończyłam technikum hotelarskie, postanowiłam wykorzystać swoją wiedzę z obsługi konsumenta i przygotować stół jakiego jeszcze nikt nie widział. Latałam wokół niego niemalże na wysokości lamperii, ale za to efekt moim zdaniem był powalający. Kiedy jego mama weszła do salonu zatkało ją.

- O Matko Boska. Kto stroił stół?
- To mamo, jest dzieło Patki. – Uśmiechnął się.
- Jest piękny.
- Dziękuję bardzo. – Odpowiedziałam nieco speszona.
- Ale naprawdę, kończyłaś jakiś kurs kelnerski czy coś?
- Technikum hotelarskie. – Uśmiechnęłam się. – Chciałam wykorzystać trochę swoją wiedzę.
- Od razu widać, że kobieca ręka to robiła. – poklepała mnie po ramieniu.
- Dziękuję. – Zaśmiałam się i spojrzałam na Włodarczyka.

   W końcu nadeszła 17:00. Już się ściemniło. Wszystkie potrawy były już na stole, a my odświętnie ubrani staliśmy przy nim. Ubrałam się w małą czarną, sięgającą do ¾ uda. Wojtek się do mnie non stop uśmiechał. W końcu jego tata rozdał wszystkim opłatek i jako głowa rodziny zaczął mówić.

- W tę święta moi drodzy, życzę Wam wszystkiego co najlepsze. Przede wszystkim zdrowia, szczęścia, pogody ducha, spełnienia marzeń i żebyśmy spotkali za rok w tym samym gronie.

   Wtedy wszyscy zaczęli do siebie podchodzić. Ja trafiłam od razu na Włodarczyka. Pomijałam już ten fakt, że pierwszy raz od lat spędzałam święta w ten sposób.

- No to Pati. – zaczął i ułamał kawałek z mojego opłatka. – Życzę ci wesołych świąt, zdrowia, szczęścia, uśmiechu, samych przyjaciół, sukcesów w pracy i w życiu zawodowym, żebyś zawsze otaczała ludzi swoją troską, żebyś spełniła swoje najskrytsze marzenia. – Mówił i wcale nie zamierzał skończyć.

   Mi zaszkliły się oczy od razu. Spojrzałam w sufit. Niestety uroniłam kilka łez.  To ciepło rodzinne przypomniało mi, czego tak naprawdę mi brakuje w życiu. Rodziny.

- Nie płacz. – Szepnął i wytarł delikatnie opuszkiem mój policzek.
- Przepraszam, to są moje pierwsze takie święta. – Szepnęłam. – Wzruszyłam się.
- Ooo. – Uśmiechnął się i mnie przytulił.
- Dobra. To ja życzę ci też wesołych świąt, dużo zdrowia, żeby kontuzje cię omijały szerokim łukiem, sukcesów ze Skrą i każdym klubem, w którym będziesz grał, żebyś trochę szybciej myślał, zanim coś powiesz. – Zaśmiałam się, a on mi zawtórował. – i żebyś miał kiedyś taką osobę, której powierzysz wszystkie sekrety, będzie dawała ci szczęście, no i takiej rodziny, która zawsze będzie za tobą stała murem. Choć taką już masz. – Uśmiechnęłam się.

   Po złożeniu życzeń zasiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść, rozmawiać i cieszyć się swoją obecnością. Ta atmosfera była dla mnie magiczna. Nie było sporów, kłótni. Była typowa rodzinna atmosfera. Po zjedzeniu uroczystej kolacji zaczęliśmy śpiewać kolędy. To była magia. W końcu odeszliśmy od stołu i przyszedł czas na prezenty. Dla każdego było po jednym. Spojrzałam na Wojtka zdezorientowana. Dostałam piękną złotą bransoletkę. Na pasterkę  nie szliśmy, bo byliśmy zbyt zmęczeni po całym sprzątaniu.
   Wróciłam do swojego pokoju. Wysłałam wszystkim życzenia świąteczne. Wzięłam pudełeczko z naszyjnikiem od Lisinaca. Był przepiękny. Uśmiechnęłam się delikatnie do siebie. Ten dzień był spełnieniem mojego marzenia. Zeszłam z powrotem na dół i usiadłam na kanapie obok Wojtka.

- I jak?
- Co jak? – spytałam.
- Ci się podoba?
- To było spełnienie mojego najskrytszego marzenia. – Wyszeptałam. – Dziękuję.
- A tak się zapierałaś. – Zaśmiał się.
- Cicho. – mruknęłam.

   Wojtek zrobił nam wszystkim zdjęcie. Ja tak samo i dopisałam „Dzisiaj spełniło się moje najskrytsze marzenie. Pierwsze tak wzruszające, rodzinne Święta. Życzę Wszystkim Wesołych, pogodnych i przede wszystkim RODZINNYCH Świąt Bożego Narodzenia J” i wstawiłam na Instagrama. Około północy poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i przebrałam się w swoją piżamę. Usiadłam na łóżku. Ktoś zadzwonił do mnie. Srećko. Odebrałam natychmiast.

- Halo?
- Hej Pati. Wesołych Świąt.
- Wesołych Świąt, Srećko. – Uśmiechnęłam się do siebie. – Jak tam?
- A dobrze, u mnie do świąt jeszcze daleko, ale wiem, że w Polsce teraz są, więc dzwonię z życzeniami.
- Ooo dziękuję, kochany jesteś.
- A jak prezent?
- Jest przepiękny. Nie musiałeś tak się wykosztowywać.
- Ale chciałem. Dla ciebie wszystko.
- Może jak wrócisz to wpadniesz na kawę?
- No to raczej ty do mnie, ja u Ciebie byłem ostatnio. – Usłyszałam jego śmiech
- No dobra niech ci będzie. To wtedy u Ciebie.
- No spoko. Widziałem zdjęcie. Fajnie cię widzieć taką szczęśliwą.
- Dzięki. – i tak z krótkiej rozmowy zrobiła się rozmowa do prawie trzeciej w nocy.
  

   Dużo się śmialiśmy, opowiadaliśmy żarty i po prostu rozmawialiśmy o wszystkim czym się dało. W końcu jednak nas obojga dopadło zmęczenie więc skończyliśmy rozmowę. Po tej rozmowie spokojnie odpłynęłam w Krainę Morfeusza. 

niedziela, 3 kwietnia 2016

22. Znów trzymam cię za rękę gdzieś w snach.

Ranek był najgorsza rzeczą jaka mogła przyjść. Obudziłam się z takim kacem że nawet oddychanie Patrycji mnie denerwowalo. Jak dobrze, że już jest wolne. Tydzień blogiego spokoju od tych wyrosnietych debili. Do rodziców miałam jechać dzisiaj ale w moim obecnym stanie przełoże to na jutro. Pomalu wstalam z łóżka- chociaż swiat zawirowal mi w tym momencie- i dotarłam do drzwi.
Zrobiłam nam śniadanie i zanioslam je do pokoju, gdyż wiedziałam że skoro ja mam kaca to Patrycja jeszcze bardziej umiera. Pomimo, że jestem młodsza to jednak mam mocniejsza głowę niż ona. W ciszy zjadlysmy śniadanie. Podziękowałam Patrycji za wieczór i poszłam do domu.
W drodze powrotnej spotkałam chyba z 6 osób które chciały zrobić sobie ze mną zdjęcie. W moim dzisiejszym stanie było to niczym samobójstwo jak ktoś zobaczy na portalach społecznościowych że jestem skacowana. Jednak nie potrafilam im odmówić. Mam nadzieję że aż tak źle nie wyszły. W końcu po jakiś 30min dotarłam do domu. Cale szczęście że nie pojechałam tam samochodem. Jedyne o czym teraz marzyłam to była gorąca kąpiel.
Pozapalalam sobie świeczki i postawiłam je na wannie. Kiedy miałam do niej wchodzić coś mnie podkusilo aby zadzwonić do Facundo. Odebrał po pierwszym sygnale.

- Słucham? Coz to się takiego stało że moja pani trener dzwoni do mnie w trakcie urlopu.
- Co tam u Ciebie?
- A nic. Zamierzam kupić sobie dzisiaj jakieś wino i wypić je w samotności w domu. A Ty jak się czujesz?
- Mam mega kaca po wieczorze z Patrycja. Czemu jesteś sam? Nie jedziesz do rodziców?
- Te święta wyjątkowo spędzam sam.
- To nie spędzasz. Spakuj się i przyjedz do mnie. Nie będziesz świat spędzać samemu. Pojedziesz ze mną do domu.
- Ale coś ty. Nie ma takiej opcji to jest twoja rodzina i ja nie powinienem się wtrącać. Może rodzice wpadną do mnie.
- Nie wkurzaj mnie. Jedziesz ze mną. Idę się kąpać więc zostawię Ci otwarte drzwi. Na razie.

Nie dałam mu nawet odpowiedzieć tylko się rozlaczylam. Weszłam do wanny i cieszyłam się bloga cisza. Nie na długo. Po jakiś 25minutach usłyszałam trzasniecie drzwiami. Siatkarz jednak nawet nie odezwał się do mnie więc szybko się wykąpalam i wyszłam owinieta ręcznikiem do salonu. Gdy tylko przekroczyłam próg pokoju do moich nozdrzy wbił się przepiękny zapach.
Zauważyłam Facundo który smażyl coś na płycie indukcyjnej. Kiedy lekko zakrzypiala podłoga, siatkarz odwrócił się w moja stronę i mierzyl od góry do dołu. Od razu na jego buzię wkradł sie ten jego uśmiech numer 2.

- A co to tak pięknie pachnie?
- Chciałem chociaż coś zrobić więc prezentuje Ci moje danie popisowe. Stek.- podeszlam blizej aby go zobaczyć i poczułam oddech Conte na szyji- Proszę cię idź się ubierz bo jestem facetem i jeszcze chwila zapomnę o tym jakie relacje nas łączą  i zerwe z ciebie ten ręcznik.

Kiedy obchodziłam dalej czułam ten oddech na szyji. Nie wiem tylko dlaczego zrobiło mi się mega gorąco jak mówił do mnie. Założyłam na siebie granatowe rurki, szara bluzkę, na to bluzę i ciepłe skarpety, w końcu była zima. Włosy związałam sobie w warkocza i wyszłam do siatkarza który właśnie kończył przygotowywanie stołu. Kiedy mnie zobaczyl, zaczął się śmiać.

- A co ci tak do śmiechu?
- Chyba jednak wolałem cie w tamtym wydaniu. - automatycznie się zarumienilam, nie wiem co mi się działo ale zachowywałam się przy nim jak nastolatka- Ładnie się rumienisz.
- Bujaj się.
- Ja tu się staram a ty co. Pomyślałem że będziesz chciała średnio wysmazonego tak jak ja.
- Widzisz bardzo dobrze bo takie lubię. Coś nas łączy.
- Jeszcze nie wiesz jak dużo nas łączy.

Conte wyglądał dzisiaj nieziemsko. Sama byłam zdziwiona że nie ma dziewczyny, ale jak mógł się rozglądać za innymi jak byłam ja. Wieczór mijał nam świetnie, piliśmy winko, rozmawialiśmy. Wiedziałam że moi rodzice będą lekko zdziwieni kiedy zamiast z Andrzejem przyjadę z Facu ale to już nie mój problem.
Nie wiem co we mnie wstąpiło . Czy zaszkodziło mi to wino, czy za dużo rzeczy działo się ostatnio. Tak o podniosłam się z kolan siatkarza na których leżałam kiedy oglądaliśmy film i zaczęłam go całować. Chłopak najpierw nie protestował jednak kiedy zaczęliśmy już ściągać z siebie ubrania tak jakby oprzytomnial.

- Iza nie. Starczy.
- Co? Kurde Conte marzyłeś o tym od jakiego czasu a teraz mówisz nie?
- Wiem że tego nie chcesz. I wolałbym to zrobić jak będziesz myślała trzeźwo. Nie wiem czy chcesz się odegrać na Wronie czy tylko spróbować zapomnieć ale tak tego nie zrobisz, a na pewno nie ze mną. Pomimo tego że mi się podobasz.
- Ty to potrafisz zepsuć chwilę. Idę spać. Dobranoc.

Wstalam, najzwyczajniej w świecie przebralam się w piżame i położyłam do łóżka. Jak obrazona 17 latka. Po jakiejś chwili usłyszałam jak siatkarz bierze prysznic. Dziwiło mnie moje zachowanie. Przecież nic do niego nie czuje, więc dlaczego to zrobiłam. Kiedy tak myślałam poczułam jak łóżko ugina się pod czyimś ciężarem i ręce siatkarza oplataja mnie w tali.
Przyciągnął mnie do siebie, dał całusa w czoło i wyszeptal tuż koło ucha:" nie obrażaj się, przyjdzie jeszcze na to pora". Po tym po prostu zasnął trzymając mnie dalej w ramionach.

~Perspektywa Patrycji~

Następnego dnia po naszym babskim wieczorze, czułam się jakbym dostała cegłą w głowę. Na szczęście Iza czuła się nieco lepiej i zrobiła nam śniadanie, co trochę postawiło mnie na nogi. Gdy opuściła moje mieszkanie, wstałam i ogarnęłam moje cztery kąty. Na końcu sama poszłam się ogarnąć, bo jak spojrzałam w lustro, to dziwiłam się, że jeszcze nie zaczęło krzyczeć.  Około 13 wyszłam z domu po zakupy.
Kupiłam podstawowe rzeczy no i wiadomo, coś na święta. Westchnęłam cicho. To był okres którego nie znosiłam. Wzięłam wszystkie siatki w dwie ręce. Myślałam, że łupnę razem z nimi na ziemię, tyle tego było.

-Daj, pomogę!  - usłyszałam głos Włodarczyka.
- Nie, dzięki. – odpowiedziałam i spojrzałam na niego.
- Daj spokój, zaraz cię to pociągnie za sobą. – zabrał mi większość siatek. – Nie bądź taka uparta.
- Cicho. – Mruknęłam.
- I jeszcze powiedz mi,  że na piechotę jesteś.
- Nie powinieneś być w Andrychowie? – spytałam.
- Wieczorem jadę. Tym czasem zrobię coś pożytecznego.
- I obrałeś sobie mnie jako cel?
- To akurat było przypadkowe. – spojrzał na mnie.

Poszliśmy do mojego mieszkania. W sumie chociaż raz udało się spędzić z nim trochę czasu bez wyzwisk.

- Dziękuję za pomoc.
- Nie ma za co. A co z tobą? Nie jedziesz do rodziny?
- To długa historia i pogmatwana. Lepiej nie wnikaj. – Odpowiedziałam.
- Pati. Słuchaj. Przepraszam cię za wszystko. Za tamto. Wiesz… Jest mi głupio. – podrapał się po głowie.
- Spoko. To zdecydowanie się za długo ciągnie, a w drużynie atmosfera powinna być oczyszczona.
- Teraz tym bardziej nie jest.
- Ja wiem, ale nie dokładajmy do tego swoich pięciu groszy. – Spojrzałam na niego. – od tego się zaczęło, to niech się na tym nasza działka w tej sytuacji skończy.
- Jestem jak najbardziej za.  – uśmiechnął się szczerze. – To zgoda? – Wyciągnął dłoń.
- Zgoda. – uścisnęłam ją delikatnie.  – Dobra to za tę pomoc z tymi czteroma siatami cegieł to ci chociaż kawę zrobię co?
- Nie będę ci tu się plątał pod nogami.
- Daj spokój. – zaśmiałam się i poszliśmy do kuchni.

Po zrobieniu gorących napoi i zjedzeniu ciastek rozmawialiśmy i to sporo. Chociaż raz jak normalni ludzie i chociaż raz nie tyczyło się to naszej pracy. Opowiedziałam mu przy okazji po krótce swoją historię.

- To dawaj pojedziesz ze mną do mojej rodziny. Nie będziesz tu tkwiła jak kołek w płocie.
-Nie Wojtek to jest czas który spędza się z rodziną, nie będę wchodziła z butami tam, gdzie mogę nie być mile widziana.
- Co ty teraz pierdzielisz za głupoty. – Zaśmiał się. – Nie ma sprzeciwu, jedziesz ze mną.
- Wojtek naprawdę. – zaczęłam, a ten znowu mi przeszkodził.
- I co będziesz robiła? Piła wino na kanapie i przeglądała zdjęcia i nie daj Boże płakała? O nie ma mowy. Ten czas powinno się spędzać w dobrym nastroju.
-Ale…
- Żadnego ale. Pakuj się.  – polecił.

Spojrzałam na niego wkurzona, ale mimo wszystko zrobiłam to. Zaczęłam się pakować. Zajęło mi to godzinę. Latałam po mieszkaniu niemalże na wysokości lamperii, ale spakowałam wszystko co miało być mi potrzebne.

- Dobra. Chyba mam wszystko. – powiedziałam.
- No dobra. To czekaj ja skocze po swoje rzeczy i cię zgarnę, dobra?
- No spoko. – Uśmiechnęłam się delikatnie.

Gdy on wyszedł, ja wyłączyłam wszystko z prądu oprócz lodówki. Sprawdziłam z dziesięć razy czy wszystko mam. Po niespełna 10 minutach Włodarczyk ponownie był u mnie w mieszkaniu.

- Zaraz tylko się ubiorę.
- Toż na spokojnie dziewczyno. Nikt nas nie goni. – Zaśmiał się i wziął moją walizkę. – Matko boska co ty w niej masz?!
- Wszystko co potrzebne kobiecie. – zaczęłam się śmiać.

Gdy ledwo zarzuciłam płaszcz usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na nie i je otworzyłam. Zobaczyłam Srecko. Zatkało mnie.

- Hej Pati. Pomyślałem, że zanim pojadę do domu to dam ci taki mały prezent na święta no i chciałbym ci życzyć wszystkiego co… Wychodzisz?
- Eee. Tak. – Odpowiedziałam nieco się jąkając.
- Pati wziąłem twoje klucze, bo znając ciebie to… Siema stary! – Usmiechnął się Wojtek.

Serb spojrzał na niego, a potem na mnie. W ciągu kilku sekund zbladł.

- H…Hej. Chciałem Ci życzyć Wesołych Świąt.  – dał mi torebeczkę. – Ja będę uciekał, hej. – Szybko się zawinął i poszedł.

Stałam jak wryta przed tymi drzwiami przez kilka chwil.

- Wszystko w porządku? Możemy jechać? – Spytał Wojtek.
- Tak, tak. – zawinęłam szybko szal i założyłam czapkę. – Chodźmy.