środa, 9 grudnia 2015

19. Wybacz każdy niespełniony sen.


~Perspektywa Patrycji~

Mało co na zawał nie zeszłam. Wypiłam niemal duszkiem swojego drinka, a szklankę odstawiłam na stół.

- Mogę się przysiąść? –Usłyszałam go.
- Zależy kto pyta. – Odpowiedziałam niewzruszona.
- Ja?
- To raczej podziękuję. – odparłam sarkastycznie, po czym wstałam. Chciałam pójść do Izy, ale niestety osobnik chwycił mnie za ramie i zatrzymał. - Co ty robisz?! – Spiorunowałam go wzrokiem.
- Mamy do pogadania.
- Ale ja nie chcę rozmawiać. A już na pewno nie z tobą. – warknęłam. – Puść mnie do cholery jasnej!
- Najpierw porozmawiamy, czy ci się to podoba na nie.
- Super. Nie dość, że cham to jeszcze apodyktyczny. Masz minutę. – westchnęłam z niechęcią. Z nim w szczególności nie miałam ochotę na rozmowę, o nie. Usiadłam z powrotem na kanapie, a on obok mnie, ale pilnowałam, żeby był w „bezpiecznej” odległości. - Czego chcesz?
- Porozmawiać. - To już wiem. Do rzeczy. – Jęknęłam.
- Serio musiałaś mówić to Izie? Teraz każdy ma mnie za gnoja. – stwierdził Włodarczyk.
- Bo nim jesteś! A po za tym ja jej tego nie mówiłam.
- Ta to co gołębia jej ktoś wysłał? – Prychnął.
- Nie wiem, nie interesuje mnie to.
- A powinno, bo zniszczyłaś mi karierę.
- O to przepraszam bardzo, że moja psychika, ciało i GODNOŚĆ jest ważniejsza od kariery zadufanego w sobie dupka. – zaśmiałam się ironicznie.
- Jeszcze zobaczymy, jeszcze będziesz błagała o to.
- Idź sobie, jesteś najebany w trzy dupy. – odepchnęłam go od siebie i wstałam. Ten jednak nie dawał za wygraną i przyciągnął mnie do siebie co poskutkowało siarczystym policzkiem z mojej strony.
- To tak się bawimy tak? – Spytał i złapał się za policzek.
- Baw się w co chcesz, mnie w to nie mieszaj. – stwierdziłam.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem.
- Czego jeszcze dusza pragnie? – spytałam. – liścia z drugiej strony tak dla wyrównania?
- Jakiś problem? – przyszła mi z pomocą moja przyjaciółka.
- Nie. Akurat skończyliśmy rozmawiać. – powiedziałam, patrząc na niego non stop. Po chwili Włodarczyk od nas się oddalił. Odetchnęłam z ulgą.
- Wszystko w porządku? – spytała od razu.
- Jeszcze trochę i bym zaczęła panikować. – powiedziałam i odgarnęłam włosy z czoła.
- Byłaś twarda, dobrze ci poszło. – poklepała mnie po ramieniu
- Weź mi zarzuć drinka, bo chyba muszę się napić. – jęknęłam.
- Haha spoko. – zaśmiała się Iza i poszła do kuchni po wódkę, sok kaktusowy i zagrychę. Po chwili wróciła z odpowiednim zaopatrzeniem. Ja zajęłam się nalewaniem wódki, a trenerka soku. Gdy stwierdziłyśmy, że napój jest wystarczająco dobry, żeby go wypić wzniosłyśmy między sobą mały toast i się napiłyśmy.
- Dobrze, że jesteś w Bełchatowie. – stwierdziłam. – Strasznie za Tobą tęskniłam.
- Weź, bo się jeszcze rozkleję. – zaśmiała się. – Ale tak szczerze, chyba nie czułabym się tu tak pewnie, w szczególności nie przy Andersonie.
- Powiem ci szczerze, że byłam zaskoczona telefonem od Piechockiego. Przecież tyle co studia skończyłam i praktycznie zerowe doświadczenie mam a tu nagle od razu do Bełchatowa. – zaśmiałam się cicho. – Ale gdy ciebie zobaczyłam, od razu wiedziałam, że będzie dobrze. – uśmiechnęłam się.
- Najlepsze przyjaciółki na zawsze, co?
- Ta. – szepnęłam z uśmiechem. – Tym bardziej, że od początku tutaj wszyscy traktują się jak jedna wielka rodzina. Cholera jestem trochę zbyt sentymentalna. – Zaczęłam się śmiać.
- A o czym pani trener i nasza wspaniała fizjoterapeutka tak rozmawiają? – Spytał Kłos.
- I do tego piją bez nas! – oburzył się Facundo.

Obie zaczęłyśmy się śmiać. Siatkarze się do nas przysiedli i dopiero wtedy zaczęło się porządne chlanie. Impreza skończyła się prawie o świcie. Karol, Ola, Srecko i ja nocowaliśmy u Izy. A z racji tego, że były tylko dwa łóżka dwuosobowe to miałam spać z Lisinacem.
Pożyczyłam od swojej przyjaciółki koszulkę i szorty, poszłam się z grubsza ogarnąć. Dotarcie do łazienki po pijanemu było dla mnie dość dużym wysiłkiem. Kiedy zakurzyłam w futrynę, było słychać jedynie moje siarczyste „Ała kurwa”. Zaczęłam się sama z siebie śmiać. Na szczęście dotarcie do łóżka już nie stanowiło dla mnie takiego problemu.
- Jesteś cała? – Usłyszałam śmiejącego się Lisinaca.
- Taaa. – mruknęłam. – Miałam bliskie spotkanie z futryną.
- Słyszałem. – Mówił, dalej się śmiejąc.
- Widzę, że moja krzywda cię śmieszy. – parsknęłam śmiechem.
- No i to bardzo.

Po chwili oboje się śmialiśmy. Musieliśmy jednak zachowywać się dość cicho, żeby nikogo nie obudzić.

- Lubię jak się śmiejesz i uśmiechasz.
- Ta w szczególności jak jestem najebana. – szepnęłam z uśmiechem.
- Mówię serio. Powinnaś się częściej uśmiechać.
- Srecko czy ty próbujesz mi prawić komplementy? – spytałam, patrząc na niego.
- To takie dziwne? – Uśmiechnął się
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. – pokazałam mu język, na co on ponownie się zaśmiał.
- Widziałem dzisiaj jak Włodarczyk się sadził. Wszystko w porządku?
- Tak. Już tak. To cham i prostak i tyle. Nic się na to nie poradzi. – wzruszyłam ramionami.
- Pytałem raczej, czy u ciebie wszystko okej. Ostatnio chodziłaś trochę jak na szpilkach.
- Srecko… - westchnęłam. Zapaliłam lampkę. Spojrzałam na swoje posiniaczone jeszcze nadgarstki. Pokazałam mu je. - Czy to sugeruje, że wszystko jest okej? - spytałam delikatnie. Chłopak też się podniósł i spojrzał na nie, a potem na mnie. Wzruszyłam delikatnie ramionami. - Minie jeszcze trochę czasu zanim będzie wszystko w porządku. – szepnęłam. – chociaż powiem, że incydent z dzisiaj mi tego nie ułatwił.
- Jesteś silna. Dzisiaj to udowodniłaś. Dasz radę. –ujął moją dłoń, żeby dodać mi otuchy. Wymusiłam uśmiech. - To się wydarzyło wtedy, jak Andrzej oddawał ci klucze do mieszkania, prawda?
- Tak… - szepnęłam. – I najchętniej bym wymazała to z pamięci, ale niestety… Chcąc nie chcąc musimy ze sobą pracować. – Nie my w sensie ty i ja, ale w sensie on i ja… Wiesz o co mi chodzi.
- Wiem, wiem. Spokojnie – uśmiechnął się.
- Dobra chodźmy spać. Jutro czeka nas dłuuugi dzień. Już widzę, jak wszyscy trenują na kacu. – zaśmiałam się cicho i położyłam.
- No to fakt będzie ciekawie. – przyznał Serb.
- Dobranoc.
- Dobranoc. – szepnęłam, po czym zgasiłam lampkę i zamknęłam oczy.

Rano było ciekawie. Bardzo ciekawie. Słyszałam jak ktoś wymiotuje. Uroki porządnej imprezy. Co lepsze, było mi strasznie ciepło. A powodem tego był Srecko, który spał jak zabity. Skubany obejmował mnie mocno, a twarz miał wtuloną w moje plecy. Zaśmiałam się pod nosem. Chciałam wstać, ale też nie chciałam go budzić.
Wzięłam telefon do ręki. Miałam wiadomość od Izy. „<3” a tam było nasze zdjęcie jak śpimy. „NIE ŻYJESZ” odpisałam i zaczęłam się śmiać.

- Co się dzieje? - usłyszałam zaspanego Lisinaca.
- Nic, nic. – wyszeptałam. – Śpij.
- Yhm. – mruknął i poszedł dalej spać.

Uśmiechnęłam się delikatnie. Nie przeszkadzał mi taki stan. Wręcz przeciwnie. Uświadomiłam sobie, że brakuje mi kogoś takiego. Ale prawda była też taka, że nie byłam gotowa na żaden związek.

~Perspektywa Izy~ 

W końcu dotarliśmy do jego mieszkania. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić za bardzo, czy mam siadać czy stać. Wiedziałam jednak, że dopóki nie odbędziemy tej rozmowy, nie będzie w miarę znośnej atmosfery.

-Dlaczego wybrałeś Bełchatów? – Spytałam, po chwili ciszy.
- Miałem dziwne przeczucie, że Ciebie tu zastanę.
- I tylko dlatego? – Spojrzałam na niego.
- Dobijałem się do ciebie miliony razy. Chciałem porozmawiać.
- I nagle stałeś się jasnowidzem?
- Iza… Ja naprawdę żałuję tego co się wydarzyło.
- Ja żałuję, że kiedykolwiek dałam ci się do siebie zbliżyć. –westchnęłam.
- Czyli mi nie wybaczysz?
- Matt wybaczyć nie znaczy zapomnieć, o to chodzi. Myślisz, że po tym jak poroniłam i zobaczyłam ciebie pieprzącego ją w jej gabinecie, to było mi łatwo? – Spytałam. – Myślałeś chociaż przez sekundę o mnie kiedy wciągnąłeś się w ten romans?
- Nie… - Wyszeptał. – Ale Iza ja się zmieniłem, naprawdę. - Jęknął, ujmując moją dłoń.
- Nie wątpię w to. -Jedyne co zrobiłam, to delikatnie ją wydostałam z jego uścisku. Ponownie zaszkliły mi się oczy.
- Iza błagam Cię.
- Matt… - Zaczęłam.
- Szlag mnie trafia, jak widzę cię z nim… To mi jeszcze bardziej uświadamia, co straciłem. Kogo.
- Może do cholery jasnej próbuję być szczęśliwa, po tym co ty mi zrobiłeś? – Spytałam kąśliwie.
- Nie rozumiesz, że tego żałuję?! Iza dla ciebie przyleciałem do Bełchatowa.
- Ale nikt cię o to nie prosił, więc nie szukaj winnych, bo jedynym takim jesteś ty. To nie ja pieprzyłam fizjoterapeutki na lewo i prawo.
- Dobra ja jestem winny, ale chyba mieliśmy być małżeństwem?
- I co z tego? Minęły 3 lata! – Stwierdziłam. – Sporo w ciągu tych trzech lat się zmieniło.
- Co? Wrona wkroczył ci na ścieżkę? Patrycja znowu ci nawymyślała udając ciocię dobrą radę.
- Właśnie przez to, że jej nie posłuchałam tak cierpiałam. Ona była ze mną na dobre i na złe.
- Jak ty byłaś w Rosji a ona tu.
- W przeciwieństwie do Ciebie interesowała się mną. Dzwoniła codziennie i pisała. Na nią i na rodziców zawsze mogłam liczyć i na Olę. Po tym wszystkim.
- Iza, nie chcę się kłócić.
- Matt ty już zrobiłeś swoje. Zrób nam obojgu przysługę i nie rań mnie więcej, nie próbuj działać na mnie tak jak wtedy. To nie wróci. – Wyszeptałam.
- Powiedz mi wtedy prosto w oczy, że mnie nie kochasz. Wtedy dam sobie spokój. Wtedy uwierzę. Dopóki nie powiesz mi tego prosto w oczy.

Zawahałam się wtedy. Oczywiście, że coś do niego jeszcze czułam, ale to nie była miłość. To nie było to, co było 3 lata temu. Zmieniłam się. Okoliczności się zmieniły. Jestem tu drugą trenerką. Pojawiła się Skra, Patrycja wróciła, na mojej drodze stanął Andrzej. Tak. Wrona. On był dla mnie kimś, z kim mogłam się budzić każdego ranka. Nie mogłam dać się zranić po raz kolejny. Nie w ten sam sposób. Już byłam zbyt doświadczona, żeby uwierzyć kolejny raz w te puste słowa.

- Nie kocham Cię. -Spojrzałam mu w oczy, wypowiadając te słowa.

Siatkarz znieruchomiał. Widziałam jak w jego oczach zgasła nadzieja. Postanowiłam tego nie przeciągać i wyszłam z jego mieszkania.


~*~
Drogie czytelniczki. 
Właśnie dzisiaj mija rok od pierwszego rozdziału ;)
Z racji tego chciałabym dać Wam troszkę dłuższy rozdział który będzie moim podziękowaniem dla Was. 

czwartek, 26 listopada 2015

18. Thinking Out Loud.

        Byłam bardzo zdziwiona kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi w trakcie imprezy. Wszyscy już byli i nikogo nie brakowało. Kiedy je otworzyłam mało nie dostałam zawału. Przede mną stał we własnej osobie Prezes Piechocki.

- A co to za imprezy w trakcie sezonu?
- Ależ panie prezesie. Jaka to impreza. Zwykle powitanie.
- Przecież żartuje. To jest prezent dla ciebie i oby ci się dobrze mieszkało.- Podziękowałam i wpuściłam Konrada do mieszkania. Kiedy wszedł do salonu wszyscy zamarli. Chłopacy automatycznie odłożyli drinki i niezdrowe jedzenie. - Nie udawajcie takich grzecznych. Co wy myślicie że ja nie wiem że 3/4 alkoholu w sklepach w Bełchatowie to wy wykupiliście?
- Panie prezesie w życiu.
- Ja widziałem ile siatek Kacper wynosił. Mam nadzieje że napijecie się ze starym kolega.

        Teraz tym bardziej musiałam z Andrzejem uważać na jakiekolwiek czułości. Mierzyliśmy się tylko wzrokiem. Kiedy poszłam po przekąski do kuchni zaraz za mną skierował się Matthew.

- Czego chcesz?
- Kochana gdzie z taką wrogością? Jesteśmy przyjaciółmi.
- Gówno nie przyjaciele. Myślisz że nie wiem że to ty doniosłeś na Andrzeja?
- W życiu. Za kogo ty mnie masz.
- Wiedziałam, że jesteś kłamcą ale że aż takim.
- Powiedziałem ci że będę o ciebie walczył. Nikt nie powiedział że czegoś nie można. Także wszystkie chwyty dozwolone.
- Boże co ja w tobie widziałam. Musiałam być bardzo ślepa.
- Ty tego nie widzisz? Tego jak cię próbuje omotać, wziąć tylko dla siebie.
- Ty jesteś chory. To się leczy! Powiedziałam ci, że to definitywny koniec. Niech to w końcu do ciebie dotrze.

        Wzięłam to co miałam i zostawiłam go tam samego. Ola z Patrycją od razu zauważyły że coś jest nie tak. Gestem ręki pokazałam im że nic mi nie jest i zaczęłam tańczyć. Przetańczyłam chyba z całą Skra. Wszyscy po jakimś czasie byli już bardzo wcięci. Kolo godziny 4 partnerki zaciągały tych alkoholików do domu.
Na noc u mnie został Karol z Olą i Patrycja ze Srecko, do Andrzeja poszedł Facu i Uriarte z dziewczyną, która doszła do nas dopiero potem. Matthew wziął Włodarczyka. Reszta była z partnerkami więc to one ich zabrały.
         Położyłam się w sypialni razem z Andrzejem. Wiadomo było że z naszych gości nikt by nas nie wydał. Wtuliłam się w siatkarza i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Chłopacy rano mieli mieć trening o 10. Byłam bardzo ciekawa ilu ich przyjdzie. Otworzyłam oczy ale od razu je zamknęłam. Andrzej był taki cieplutki i miękki, że aż żal było wstawać.
        Szturchnęłam go lekko ale Wrona leżał niewzruszony. Jako że był bez koszulki to zaczęłam mu paznokciami po brzuchu rysować jakieś kółeczka i inne duperele. Tak się zamyśliłam, że kiedy siatkarz się odezwał podskoczyłam lekko.

- Kochanie to mnie łaskocze.
- To dobrze wstawaj.
- Dobrze? No to zobacz co teraz ja ci zrobię.

        Andrzej nachylił się nade mną i wbił mi się w szyję. Całował mnie po niej. Nawet nie liczyłam ile razy zrobił mi malinkę. Poleżeliśmy jeszcze chwile i czas było się zbierać. Andrzej poszedł do siebie obudzić towarzystwo, a ja skierowałam się w stronę łazienki. Kiedy w lustrze na siebie spojrzałam zamarłam. Moja szyja wyglądała jak jeden wielki siniak. Zabije go. Jak ja się wytłumaczę Falasce, że muszę mieć szalik bo chora jestem? Przecież on mi nigdy w to nie uwierzy.
        Ogarnęłam się, założyłam jak najwyżej zabudowana koszulkę i zajęłam się śniadaniem dla moich śpiochów. Powiem najwyżej że klubowej nie zdążyłam wyprać. Zjedliśmy śniadanie i reszta chłopaków poszła się ogarnąć na trening. Zeszłam na dół do samochodu. Wychodząc z klatki zobaczyłam Andersona stojącego przy masce swojego cacka. Grzebał coś w nim.

- Popsuł się?
- Nie mogę go odpalić.
- Wskakuj podwiozę cię.
- Nie no poradzę sobie.
- Wskakuj i nie dyskutuj.

        Posłusznie usiadł na miejscu pasażera. Przez całą podróż nic się nie odezwał. Ja sama zbytnio też go nie zagadywałam bo sama nie miałam ochoty rozmawiać. Po 10min dojechaliśmy pod Energię. Matt wybiegł jak głupi. Rozumiem, że nie chce aby ktoś nas razem zobaczył no ale nie przesadzajmy. Mógłby rzucić chociaż zwykle "Dziękuję".
        Poszłam zaraz za nim. Wchodząc na parkiet czułam na sobie wzrok Falascy. Byliśmy sami gdyż chłopacy mieli się zjawić dopiero za pare minut. Zaczęłam ogarniać papiery jak to drugi trener gdy Miguel podszedł do mnie i zaczął się śmiać.

- Powiedz Andrzejowi, żeby następnym razem był dyskretniejszy. Nie chciałby aby Konrad to zobaczył.

- Ale jak to Andrzej?
- Nie rob ze mnie głupka. Zauważyłem jak na siebie patrzycie. Tak zawodnik na trenera nie patrzy. Ale muszę ci powiedzieć, że dużo razy widziałem Andrzeja w związku no bo nie ukrywajmy stały w uczuciach to on nie jest. Ale na wszystkie wcześniejsze nie patrzył tak jak na ciebie. Co ty takiego robisz?
- Właśnie nic. I nie dałam mu się na początku. Trochę musiał się natrudzić.
- To powodzenia. Słuchaj idź zawołaj tych debili bo sami to oni się nie pchają.

        Skierowałam się w stronę szatni. W głowie dalej miałam słowa Miguela. Bałam się aby Piechocki również tego nie zauważył. Z szatni wyszedł Facundo i Lisinac. Obaj spojrzeli się na siebie i zaczęli się śmiać.

- Nie za wesoło wam chłopaki?
- Widzę, że albo noc była upojna albo ranek.
- Ale się uśmiałam Conte.
- Też cię kocham maleńka.
- Facu czy ty wiesz co jest małe?
- A widziałaś?
- Dobra idź bo zaraz kopa w dupę dostaniesz.

        Chłopacy którzy wyszli z szatni stali i śmiali się razem z nami. Nawet ukradkiem zobaczyłam uśmiech na twarzy Andersona. Trening nie był dzisiaj bardzo ciężki. Chłopacy byli po meczu, o imprezie to już nie wspominajmy. Jednak pomimo to pokazali się wszyscy.
        Jakieś 2 godziny później jechałam samochodem z Mattem. Nagle w radiu poleciała piosenka. Momentalnie moje oczy zaszły się łzami, które po chwili zaczęły spływać mi po twarzy. To była piosenka do naszego pierwszego tańca na ślubie. Oboje słuchaliśmy jak zahipnotyzowani. Matt otrząsnął się pierwszy.

- Iza zatrzymaj się proszę.
- Miejmy to za sobą. Odwiozę cię i zapomnimy o tym.
- Iza. Proszę Cię. Zatrzymaj samochód.

        Zrobiłam to. Zatrzymałam się na jakimś parkingu i wyszłam z samochodu. Próbowałam się opanować ale pomimo tego że minęło tyle czasu mnie to nadal bolało. Matt wyszedł zaraz za mną. Objął mnie a ja zaczęłam płakać wtulona w niego. Ktoś mógłby pomyśleć, że tak go nienawidzę, a potrafię się do niego przytulic. To był odruch.
        Siatkarz tulił mnie do siebie i trzymał głowę opartą o moją. Po chwili się uspokoiłam. Odsunęłam się od niego i zauważyłam jak ściera łzy z policzka. To dotyczyło nas oboje. Nie tylko mnie.

- Myślę że musimy ze sobą jeszcze raz porozmawiać. Wolisz żebym ja przyszedł do ciebie czy ty do mnie?
- Ja do ciebie.
- Chcesz żebym to ja prowadził?

        Bez słowa dałam mu kluczyki i usiadłam na fotelu pasażera. Byłam już tym wszystkim wykończona. 

sobota, 24 października 2015

17. They say that time's supposed to heal ya.

     Dobrze, że wyłączyłam zapiekankę bo nie miałabym gdzie mieszkać. Obudziłam się rano w ramionach siatkarza. Wiedziałam, że jest to największy błąd życia i będę tego żałować ale raz się żyje. Spojrzałam na zegarek który wskazywał godzinę 7. Do porannego treningu zostało nam dużo czasu. Wyswobodziłam się z ramion siatkarza i postanowiłam zrobić jakieś śniadanie.
     Założyłam bieliznę i pierwsze co wpadło mi w rękę czyli jego koszulę. Zapięłam ją i zamknęłam za sobą drzwi do sypialni. Kiedy chciałam wejść do salonu ktoś zadzwonił do drzwi. Na 1000% jest to Anderson bo to on ma takie wyczucie chwili. Otworzyłam drzwi i oczywiście kto za nimi stał? Matthew we własnej osobie.

- Z tego co wiem nie mam takiej koszuli.
- Nie było by ci w niej ładnie bo to nie są twoje kolory.
- Chyba ci w czymś przeszkodziłem.
- Jak widać.
- Powiedz Andrzejowi, że trener kazał mu przyjść wcześniej przed treningiem.
- Jak jego tutaj nie ma.
- Złotko widziałem go wczoraj w tej koszuli. To twoje życie tylko pamiętaj co ci mówiłem.

     Powiedział i poszedł sobie. Co ja w nim widziałam. Skierowałam się w stronę kuchni i otworzyłam lodówkę. Pierwsze na co wpadłam to omlety. Sportowcy mogą je jeść bo nie są bardzo kaloryczne a sycące. Stojąc przy kuchence poczułam oddech na mojej szyi.
Od razu się schyliłam bo mam tam straszne łaskotki. 

- Już mi się podoba takie powitanie. Możesz tak codziennie. 
- Nie przyzwyczajaj się za bardzo. 
- A to niby dlaczego?
- Bo się przyzwyczaisz, a ja złamie ci serce i się załamiesz.
- Biedny Andrzej w depresji. Szuka pocieszenia. To były by nagłówki. Już widzę te kolejki pod blokiem. 
- Chciałbyś. Chyba te kolejki do mnie.
- Za twoje głupie gadanie chyba musisz ponieść karę.
- A ty co? 50 twarzy Andrzeja?
- Żebyś wiedziała. -Siatkarz podniósł mnie i zaczął łaskotać. - Andrzej odstaw mnie. -cisza, jakby nic do niego nie docierało- Chcesz biegać więcej kółeczek nie ma problemu.
- Wole te kalorie co spale przy bieganiu dodatkowych kółeczek spędzić w lepszy sposób. Wiesz podobno w łóżku spala się najwięcej kalorii.
- O 9 muszę być na hali a jeszcze czeka na mnie prysznic także na nic nie licz. Poza tym Miguel chce z tobą porozmawiać przed treningiem.
- Dobra 8:45 przy samochodzie. -Postawił mnie na ziemie, pocałował, chwycił omleta i chciał wyjść ale cofnął się- Mam tak wyjść bez koszulki?
- Jakoś sobie poradzisz. Przecież nie rozbiorę się tutaj na środku kuchni.
- Mi by to nie przeszkadzało.
- Ty powinieneś mocnego kopa w dupę dostać.
- Już cie nago widziałem nie masz co się krępować.
- Liczę do 3 i ma cię tu nie być.
- Też cię kocham.

     I wyszedł. Zwariuje z nim. Mijały nam tak dni. Okazało się że ktoś doniósł Falasce o tym iż Andrzej nie czuł się źle tylko był ze mną ma zakupach. Wyszliśmy na szczęście z sytuacji ponieważ powiedziałam iż popsuło mi się coś w samochodzie i nie miałam jak wrócić do domu. Uwierzyli nam ale widziałam jak Anderson się patrzył.
     On znał prawdę i nie wahałby się aby ją powiedzieć. Był weekend, chłopacy właśnie wygrali swój kolejny mecz. Postanowiłam zrobić dzisiaj ta parapetowe. Po meczu szybko odgarnęłam to co miałam i wybiegłam z hali. Skierowałam się w stronę sklepu pisząc wszystkim o imprezie. 
     Była godzina 21, a goście mieli być o 23. Nie musiałam powiadamiać sąsiadów o parapetówie bo obydwoje będą na niej. To znaczy jeden na pewno co do drugiego to bym polemizowała. Chodził obrażony i odzywał się tylko kiedy była taka konieczność. A nie o nim teraz mówimy. Po jakiś 15 minutach wchodzenia po schodach z tymi ciężkimi siatkami w końcu dotarłam pod swoje drzwi.
     Nie będę musiała chodzić na siłownię przez tydzień chyba. Chciałam od kluczyć drzwi jednak okazało się że były one otwarte. Tylko jeden z mamutów miał klucze do mojego mieszkania.

- Andrzej możesz mi powiedzieć co tu robisz? -powiedziałam wchodząc do kuchni gdzie stał siatkarz.
- Jezu czemu mi nie zadzwoniłaś. Przecież bym ci pomógł.
- Nie zmieniaj tematu.
- No bo Karol powiedział że robisz imprezę to postanowiłem wpaść już trochę przygotować, magiczne napoje przyniosłem.
- A kto ci kazał?
- Jesteśmy razem. Prawie ze sobą mieszkamy. To czuje się zobowiązany.
- Wiesz jaki jesteś głupi?
- Za to mnie kochasz.
- Chciałbyś.
- Nie? - Siatkarz zaczął całować mnie po szyi. Automatycznie cała zesztywniałam. - Chyba jednak tak.
- Gołąbeczki Miguel będzie także proszę mi się tu nie rozkręcać. -do kuchni wszedł Karol razem z Olą.
- Powiedziałeś mu? Boże Andrzej.
- Jest moim przyjacielem od razu zauważył.
- Jestem dyskretny także spokojnie.
- Już ja go dopilnuje. Dostanie kare w razie czego. -powiedziała Ola.
- Kochanie ale jak taka dobrą kare to może zaryzykuje?
- Jak ci palne to zobaczysz.
- Ja widzę, że oni się bardzo dobrze dobrali. Bracia bliźniacy normalnie. Ja cię kochana podziwiam jak ty z nim te 7 lat wytrzymałaś.
- Sama siebie podziwiam. Jakaś nagroda mi się należy. Piękna a możesz mi powiedzieć dlaczego ty jeszcze w meczowym stroju jesteś? Migaj mi się szybko ogarniać. Ja wbije zaraz zrobić ci makijaż.
- Ale muszę ogarnąć.
- Ty się niczym nie przejmuj. Andrzej! -Ola krzyknęła do siatkarza który przeglądał akurat playlistę w swoim IPhonie na dzisiejsza parapetowe- Skoro jesteś też gospodarzem to ogarnij do końca.
- Już biegnę.
- Chłopaka to trzeba sobie wychować.

     Zaczęłyśmy się śmiać i skierowałyśmy się w stronę mojej sypialni. Po 30 minutach wyszłam z niej w wyjściowym stroju. Tak to mogłam pokazać się ludziom. Pierwsi goście zaczęli się schodzić. Nawet Matt przyszedł. Dostałam mnóstwo prezentów. Jak to tłumaczyli: Oby ci się tu dobrze mieszkało. Alkohol jak to u siatkarzy lał się strumieniami. Nawet kątem oka zauważyłam, że Miguel pił razem z nimi. Nie widziałam tylko Conte, Uriarte i Patrycji. Po chwili jednak usłyszałam dzwonek do drzwi. O wilku mowa.

~perspektywa Patrycji~ 

     Kiedy dostałam cynk od Izy, że robi parapetówkę, zamiast się cieszyć, zaczęłam się martwić. Od tamtego zdarzenia trzymałam się od Włodarczyka z daleka. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego odkąd okazał się takim gnojkiem. Wiedziałam też, że jeśli się nie pojawię, to przyjaciółka delikatnie mówiąc mnie zabije następnego dnia na treningu. 
Patka weź się w garść, tak nie może być, pomyślałam w duchu. 
     Postanowiłam, że już dość chowania się pod miotłą. Poszłam sama na zakupy (czego nienawidziłam najbardziej na świecie). Musiałam się w coś ubrać, a wszystkie rzeczy, które miałam w mieszkaniu, delikatnie mówiąc nie nadawały się na parapetówkę. Na początku łaziłam po sklepach i butikach jak ostatnia ofiara losu, ale po 30 minutach się spięłam i zaczęłam prawdziwe polowanie.
     Udało mi się kupić czarną skórzaną spódniczkę do połowy uda, gorsecik i szpilki wpanterkę, a do tego dżinsową kamizelkę kolcami i full capa. W mojej głowie zrodził się taki plan, że nie mam zamiaru przejmować się tym lamusem. Trzeba się odstawić i zacząć żyć. Po udanych zakupach wróciłam zadowolona do swojego lokum i tam zaczęłam przygotowania.
     Zacząwszy od prysznica, przez malowanie, suszenie i układanie włosów, po ostateczne poprawki. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiona poszłam je otworzyć. Ujrzałam Facu i Nicolasa.

- O siema. - Uśmiechnęłam się, po czym ich wpuściłam do środka. - A wy co?
- Zgarniamy cię, skoro mamy po drodze. - Zaśmiał się Conte.
- I jak wyglądam? Nie przesadziłam? - Spytałam, patrząc na swoją spódniczkę i ją poprawiając. Zauważyłam, że chłopców trochę zamurowało ,ale w końcu Uriarte przemówił.
- Nie! Wyglądasz świetnie!
- Tylko się nie obśliń. - Zaśmiał się Conte, a ja mu zawtórowałam.
- Okej, czyli jest jak zaplanowałam. - Odpowiedziałam z uśmiechem.
- To jak? Gotowa?
- Jo, tylko wezmę torebkę i możemy iść.

     Po chwili siedziałam na tylnym siedzeniu samochodu. Z umiejętnościami Nico byliśmy pod blokiem dosłownie w 5 minut. Conte zachował się jak dżentelmen i otworzył mi drzwi i podał rękę. Poczułam się trochę jak kopciuszek.

- Dobra idźcie z przodu. - Powiedziałam.
- Nie no panie przodem. - Odparł uparcie Facundo.
- Jo, żebyście jeszcze podziwiali moją dupę. - Mruknęłam z uniesioną brwią.
- A co w tym złego jak masz niezłą?
- Conte bo po treningu Ci taki masaż zafunduję, że przez tydzień nie wstaniesz.
- No już już. Idź i nie marudź. - Zaśmiał się, kompletnie ignorując moją "groźbę".


     Pokręciłam głową z dezaprobatą, śmiejąc się pod nosem i poszłam do bloku. Kiedy moja "obstawa" mnie dogoniła przy drzwiach, w końcu mogłam do nich zadzwonić. Otworzyła mi rozbawiona Iza.

- No siema! O i przyprowadziłaś te dwie zguby! Świetnie. Wchodźcie.
- Te dwie zguby przyjechały mnie odebrać i przypilnować, że faktycznie dotrę. - Zaśmiałam się.
- Wyglądasz świetnie!
- Dzięki! - Odpowiedziałam lekko speszona.

     A super czyli byliśmy jako ostatni, pomyślałam, kiedy zobaczyłam marę par butów o rozmiarze jednym mniejszym od kajaka w mieszkaniu Izy. Przynajmniej teraz jest zero ryzyka, że jakaś zazdrośnica wytarga mnie za włosy. Kiedy weszłam do salonu, wszyscy na mnie spojrzeli i zamilkli.

- Co? To, że chodzę non stop w firmowym dresiku, nie znaczy, że nie umiem się ubrać.
- Wyglądasz... Wow. - Wydukał Kłos.

     Przytuliłam się z każdym po kolei, oprócz Łajzy. Zaraz wszyscy zaczęli prawić mi komplementy. Tylko Włodarczyk milczał. Czerpałam z tego ogromną satysfakcję. Mój plan działał i to w stu procentach. Od razu wdałam się w rozmowę z Kacprem i Lisinacem.

- No to oficjalnie zabiłaś ćwieka każdemu, nawet mi!
- Taki był zamiar. - Zaśmiałam się.
- A wszystko okej? - Spytał zaraz Srecko.
- Jeśli chcesz o TYM to proszę Cię, nie. - Szepnęłam i wymusiłam uśmiech. Na marginesie dałabym mu w ryj. Ale to po paru głębszych.
- Spoko - Zaśmiali się obaj.

     Od razu zaczęliśmy solidny bal. Bawiłam się, tańczyłam, śmiałam się. Miałam to w nosie. Usiadłam na sofie i napiłam się swojego drinka. Na przeciwko mnie w drugim kącie pokoju stanął Włodarczyk. Mierzyliśmy się wzrokiem. Zaczął się zbliżać w moją stronę. 

środa, 23 września 2015

16. Sex on fire.

        Po 5 godzinach dostałam SMS od Andrzeja czy już kończę. Mieliśmy za 10 minut spotkać się przy wejściu. Byłam zadowolona z zakupów. Z karty Andrzeja nie wydałam dużo bo częściej płaciłam moją. Mam tylko nadzieje, że nie spełni swojej obietnicy. Bo to co on mi wybierze nie będzie nadawało się do ubrania. Szłam sobie spacerkiem na miejsce w którym umówiłam się z Andrzejem.
        Z daleka widziałam, że siatkarz już tam stoi. Nie dość że było go widać z daleka to tłum dziewczyn wokół niego zdradzał go tym bardziej. Usiadłam sobie na ławeczce i śmiałam się z niego. Po chwili jednak pożegnał się z dziewczynami i szybko uciekł do łazienki. Napisał mi, żebym podeszła do samochodu bo on też się tam kieruje.
       Wiedziałam że dobrze robimy. Nie chciałabym aby ktoś nas widział razem. Idąc w stronę AUDI śmiałam się z siatkarza. W głowie już obmyślałam plan. Otworzyłam drzwi i usiadłam obrażona. Andrzej nawijał, a ja siedziałam głową w szybie.

- Iza stało się coś? Co ja takiego złego zrobiłem?
- Nie ważne.
- Nie ma nie ważne. Mów bo wiesz, że jestem facetem i nie rozumiem dziewczyn.
- Czasem trzeba pomyśleć.
- Ja z tobą zwariuje. -Andrzej zjechał na pobocze i wysiadł z samochodu. Obszedł swoje cacko i otworzył drzwi z mojej strony. Pociągnął mnie za rękę, wyciągnął z samochodu i oparł o niego. Nasze usta dzieliły milimetry. Stykaliśmy się nosami. - Widzisz jak na mnie działasz. Cholernie mi na tobie zależy pomimo, że znamy się krótko.
- Andrzej nie możemy.
- Ale kto musi o tym wiedzieć. To bedzie nasza słodka tajemnica.
- To się nie uda.
- Przestań być taką pesymistka. Miłość nie wybiera.
- Andrzej zastanów się nad swoimi słowami. Jestem twoją trenerką i uważam, że ta rozmowa nie powinna mieć miejsca.

        Siatkarz prychnął i zdenerwowany wsiadł do samochodu. Ja zrobiłam to zaraz za nim. Droga minęła nam w ciszy. Kiedy zajechaliśmy pod blok, Wrona wziął swoje rzeczy, a ja swoje. Widziałam, że kupił coś w dużym pudełku. Pewnie znowu jakieś buty.
        Całą drogę myślałam o tym co mi powiedział. Było by to nieodpowiedzialne zwłaszcza po tym co powiedział mi Konrad. Otwierając drzwi odwróciłam się w Jego stronę. Szedł zgarbiony, widać było że jest wkurzony.

- Andrzej.
- Tak?
- Wiesz co -podeszłam do niego na schody- Pieprzyć konsekwencje.

        Pociągnęłam siatkarza za koszulkę i wpiłam się w jego usta. Nawet nie wiem kiedy wylądowaliśmy w moim łóżku. Siatkarz zaczął zjeżdżać językiem po mojej szyi lecz odsunęłam go.

- Jeszcze nie teraz co? Może najpierw obiad?
- O godzinie 19 to chyba kolacja.
- Co jemy? Nie mam za dużo w lodówce ale może uda się coś z tego zrobić.-Otworzyłam lodówkę i zaczęłam przeglądać jej zawartość- Co powiesz na zapiekankę z ziemniakami i mięsem?
- Pewnie. Idę po jakieś wino do sklepu.
- Tylko nie wróć jak ostatnio.
- Bardzo śmieszne. -podszedł do mnie, dał mi namiętnego buziaka i zaczął się ubierać- Nie zatęsknij za bardzo.
- Zobacz te łzy w moich oczach.
- Mam do ciebie się wrócić?
- Idź a nie gadasz bo ci sklep zamkną.

        Andrzej wyszedł, a ja stałam z wielkim bananem na twarzy. Znamy się krótko a on tak na mnie działa. Zajęłam się zapiekanką i śpiewałam sobie piosenki które leciały w radiu. Andrzej wychodząc zapomniał telefonu i ktoś próbował usilnie się do niego dodzwonić. Irytował mnie już ten dźwięk i postanowiłam odebrać bo może to coś ważnego. 
        Kiedy doszłam do niego ktoś się wyłączył. Jednak zadzwonił jeszcze raz. Moim oczom ukazał się nie kto inny jak blond cizia którą ostatnio u niego spotkałam. Odebrałam chcąc wiedzieć czego dusza pragnie lecz zanim się odezwałam tak w już zaczęła trajkotać.

- Kochanie jeżeli tak bardzo chcesz to mogę być u ciebie za 15 min.

        Zakończyłam połączenie i poszłam do kuchni dalej robić zapiekankę. Po paru minutach do mieszkania wszedł Andrzej. Nie powinnam odbierać tego telefonu ale tak wyszło. Wszedł do kuchni i próbował mnie objąć.

- Będziesz miał gościa za 15min.
- Kogo?
- Długo chciałeś lecieć na dwa fronty? Czy miałam być kolejną do zaliczenia?
- Nigdy. Mi na tobie zależy.
- Chyba jednak nie skoro zdążyłeś napisać do niej czy do ciebie przyjedzie.
- Sabina to zamknięta sprawa. Napisałem do niej jak mnie wkurzyłaś. Zresztą ja cię o Andersona nie oskarżam, a denerwuje mnie to nawet bardziej niż ciebie.
- Anderson to inna bajka.
- Wcale nie a nawet gorsza. Kiedy widzę jak on na ciebie patrzy mam ochotę go udusić.
- On jest moim przyjacielem.
- Sabina moim tez.
- Ta chyba z korzyściami.
- Ja przynajmniej nie miałem z nią dziecka.

        Zabolało mnie to. Nie lubię poruszać tego tematu. Nie hamowałam łez które leciały mi po policzkach. Wyminęłam go i poszłam do sypialni. Kiedy siedziałam na łóżku usłyszałam huk jakby ktoś czymś rzucił. Po chwili drzwi się otworzyły. Do pokoju wszedł Andrzej niosąc w ręce potłuczony telefon.

- Wiem jestem idiotą. Nigdy nie powinienem tak mówić. Musisz mi uwierzyć. Nigdy nie zależało mi na nikim innym jak na tobie. Działasz na mnie. Nie znamy się długo ale nie czułem czegoś takiego do nikogo.
- Wyjdź. Nie chce ciebie słuchać.
- Iza proszę cię.
- Zejdź mi z oczu. Liczę do 10 i ma cię nie być.
- Nie wyjdę stąd.
- Mam ci pomóc? - ruszyłam do niego i próbowałam go popchnąć ale nie wychodziło mi to. Był ode mnie dużo wyższy i silniejszy. Złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie.
- Iza. Proszę Cię. Uspokój się.
- Łatwo ci mówić. Nie straciłeś nigdy dziecka.
- I mam nadzieje, że nie stracę. Wybacz mi. Sabina była tylko na pocieszenie.
- Andrzej. Tez nie jesteś mi obojętny ale ja już raz się sparzyłam. Jeden chłopak mnie zdradził i wolałabym nie powtarzać tego błędu drugi raz.
- Poprawie się. Tak w ogóle to mam dla ciebie prezent.
- Ja tobie chyba będę musiała za sponsorować nowy telefon.
- Widzisz. Dla ciebie rozwaliłem swojego nowego IPhona.
- Trzeba było się nie wkurzać i panować nad gniewem.
- Kupie sobie nowego. Dobra a teraz proszę.

        Andrzej podał mi to wielkie pudełko o którym myślałam że to buty. Otworzyłam wieczko i zamarłam. Przede mną leżała czerwona, koronkowa bielizna. Wyobrażam sobie jak musiałam wyglądać. Na pewno byłam jeszcze bardziej czerwona niż ten prezent.

- Nie mogę tego przyjąć.
- Ależ oczywiście że przyjmiesz. I na dodatek zaprezentujesz mi ją dzisiaj. W ogóle to uwielbiam kiedy się rumienisz.
- Nie ma takiej opcji. Skąd ty w ogóle wiedziałeś jaki ja mam rozmiar?
- Pamiętasz jak byłaś się kąpać i ja byłem w twojej sypialni. No to wtedy podejrzałem sobie co nie co. I muszę ci powiedzieć, że bieliznę masz bardzo ładną.
- Grabisz sobie.
- Jak zawsze. Wiesz co trochę głodny jestem. Idziemy zjeść?
- Myślę, że zapiekanka powinna być już dobra.
- Skoczę tylko do domu się przebrać. Zaraz wracam.

        Siatkarz wyszedł, a ja stałam w kuchni i przygotowywałam kolacje. Po jakiś 5 minutach poczułam jak ktoś oplata mi ręce wokół bioder i całuje mnie po szyi. Dałam chwile Andrzejowi kiedy poczułam ból.

- Ty debilu! Zrobiłeś mi malinkę.
- Niech wiedzą, że jesteś zajęta.
- Ciekawe jak ja się z tego wytłumaczę w pracy.
- Napisze ci zwolnienie.
- Dobrze się bawisz? Jezu dlaczego muszę pracować z takimi idiotami.
- Z kim przystajesz takim się stajesz. Bierzemy przykład z najlepszych.
- Na kolacje dostaniesz suchy chleb i wodę.
- Na kolacje to ja chcę ciebie.

        Nie protestowałam już więcej. Siatkarz obrócił mnie w swoją stronęi podniósł łapiąc za tyłek. Całowaliśmy się corazzachłanniej. W drodze do sypialni gubiliśmy ubrania. Kiedy do niej dotarliśmy wiadomo co się stało. Tym razem nie musiałam go trenować. Doskonale wiedział co robić. 

sobota, 5 września 2015

15. Sun Is Shining


Perspektywa Izy.

       7:30. Din din din. Jak ja nienawidzę tego dzwonka. Po 10 min niechętnie wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę łazienki. Szybki prysznic, lekki makijaż i dres klubowy. Byłam jak nowo narodzona. Spojrzałam na zegar w kuchni który wskazywał godzinę 8:10. Trochę czasu mi zeszło.
        Na śniadanie zrobiłam sobie omleta z owocami i płatkami owsianymi. Kiedy byłam w połowie jedzenia do moich drzwi ktoś zadzwonił. Nie mógł być to żaden z chłopaków bo oni nie muszą jak sztab na treningu być 30min wcześniej. Odłożyłam widelec i otworzyłam drzwi.

- Witaj Andrzeju co ty tutaj robisz?
- Musimy porozmawiać.
- Za 10 minut muszę wychodzić na trening także nie masz za dużo czasu.
- Spokojnie najwyżej pojedziemy razem.
- Spoko, moim.
- Moim. Nie dam sobie tak zrobić jak Andersonowi.
- Nie dyskutuj.
- Będę. -Andrzej usiadł na kanapie i zaczął jeść mojego omleta
- Smacznego. Nie krępuj się.
- Kochanie za niedługo będziemy jadali już razem.
- Dobra po co przyszedłeś?
- Mamy do pogadania. Ale Patrycja nie może się dowiedzieć, że ci to powiedziałem.
- Chyba nie umiera?
- Nie. Dobra słuchaj. Wczoraj do domu odprowadzał ją Wojtek i kiedy mieli się już żegnać on.. no był zbyt nachalny. Wręcz zbyt bardzo.
- Zrobił jej coś?
- Tylko w chamski sposób namawiał.
- Ja mu pokaże gnojowi.
- Ale pamiętaj.
- Tak tak na pewno.
- I jak tam twoje relacje z Mattem?
- Boże o co wam chodzi z tym Mattem.
- Nic. Tak tylko się pytam bo wolałbym być jedynym który cię całuje.
- Żaden z was nim nie będzie.
- Daj mi jeszcze trochę czasu a będziemy się budzić przy swoim boku.
- Weź zmień dilera.
- Dobra chodź lecimy na trening.

       Zabrałam potrzebne mi rzeczy i wyszliśmy z Andrzejem z bloku. Przy hali byliśmy po 10min. Wrona poszedł do szatni, a ja skierowałam się na boisko. Ogarnęłam sobie wszystko i czekałam na siatkarzy. Nie minęła chwila kiedy w drzwiach pojawił się Włodarczyk. Kiedy szedł w moją stronę już obmyślałam plan zemsty.

- Iza. Bolą mnie plecy więc chciałbym iść potem do Patrycji na masaż.
- Nie.
- Ale dlaczego? -dostał ode mnie raz z płaskiego- Za co to?
- A to tak nie chcący.
- Okej trochę to dziwne. -Dostał drugi raz- Iza co ty odwalasz?!
- A myślałam, że tego chcesz. No nie daj się namawiać. Kto by się oparł dostania ode mnie. -Kątem oka zauważyłam Partycje i kilku siatkarzy stojących w drzwiach.
- Czyli już wiesz.
- Trudno idioto żebym się nie dowiedziała. Masz ostatnią szansę. Jeszcze jeden taki wybryk i wylatujesz.
- Ja na prawdę nie chciałem.
- Chyba trochę na to za późno. Wszyscy gotowi? No to zapraszam. - Siatkarze weszli na halę i stanęli przede mną. Wszyscy byli ode mnie wyżsi. Nie przejmowałam się tym bo to ja tutaj rządzę. - A więc tak. Niech jeszcze raz dojdzie do mnie plotka, że któryś z was nagabywał jakąkolwiek dziewczynę z klubu to nie ręcze za siebie. Nie muszę to być ja ani Patrycja. Nawet dziewczyny z biura. Wiem, że wy najpierw myślicie inną częścią ciała a nie mózgiem, ale czasem musicie go użyć. Wrona, Kłos, Conte i Anderson co was tak śmieszy?
- Nic.
- Dobra jak wam tak do śmiechu to Włodarczyk 55 kółeczek, Śmieszki 45, a reszta 30. Do biegu. Bez żadnego ale. -Chłopacy pobiegli, a ja podeszłam do Patrycji- Jak się czujesz? Boże co za idiota z tego Wojtka. Gdyby nie to, że jestem jego trenerką dostał by mocniej.
- Iza na prawdę nie musiałaś.
- Musiałam. Porozmawiam z Falasca żeby nie pozwalał chodzić mu do ciebie na masaże. Ja też jestem fizjoterapeutka. Takie mu masaże zrobię, że zobaczy.
- Dziękuję. Dobra ja idę do siebie do gabinetu.

        Patrycja poszła do siebie a ja wróciłam do chłopaków. Trening mijał nam bardzo dobrze. Nawet nie zorientowałam się kiedy już się kończył. Chłopacy wyszli, a ja zaczęłam zbierać swoje rzeczy.

- Widziałem, że trening poszedł bardzo dobrze. Chłopaki cie lubią. - powiedział Konrad Piechocki który nawet nie wiadomo kiedy się tam pojawił
- Dziękuję bardzo.
- Słyszałem o porannym kazaniu. Mam nadzieje, że to był ostatni raz. Nie toleruje takich wybryków. Muszą wiedzieć, że do kobiet trzeba mieć szacunek. Zresztą każdy podpisywał umowę o tym, że nie spoufalamy się z innymi osobami z klubu. Tak jakbyś ty spotkała się z którymś chłopakiem od nas. Musiałbym ciebie wyrzucić bo złamałabyś umowę.
- W pełni to rozumiem. -Nagle słyszę jak otwierają sie drzwi i pojawia się Wrona który krzyczy już na całą hale.
- Kochanie idziesz już? - Kiedy zobaczył mnie z Piechockim, jego minę i mój wzrok od razu wiedział, że już nie żyje.
- A przepraszam. Myślałem, że Kłos tu jest. Bo jakoś go w szatni nie widziałem.
- Poszedł już chyba. - Andrzej szybko wybiegł, a ja modliłam się o to aby Konrad mu uwierzył.- Boże ja współczuje ich partnerką. Czasem się zastanawiam czy oni bardziej nie kochają siebie niż ich.
- Ja tak samo. Ja nie wiem jak Ola z nimi wytrzymuje. Ona powinna jakieś nagrody za to dostawać.
- W pełni cię popieram. A taka żona Winiara to już w ogóle. Dobra ja lecę załatwiać resztę spraw do zobaczenia.
- Do widzenia.

       Piechocki wyszedł, a ja szybko wybiegłam z budynku. Wrona stał oparty o samochód i uśmiechał się do mnie.

- Nie denerwuj się tak bo złość piękności szkodzi.
- No mi już nie ma co zaszkodzić. Masz szczęście, że Konrad ci uwierzył. Zresztą nie jesteśmy para o chuj ci chodzi.
- Takie zwykłe docinki.
- Pojebało was już do reszty wszystkich.
- Dobra wsiadaj i jedziemy.
- Sam sobie jedz. Ja idę na pieszo.
- Iza nie wygłupiaj się.
- Bo co? Nie będziesz mi życia układał. Sajo nara.

      Odeszłam kawałek kiedy poczułam czyjeś ręce na biodrach. Nagle znalazłam się prawie 2 metry nad ziemia. Andrzej przewiesił mnie sobie przez ramię i spokojnie szedł do samochodu.

- Wiesz, że to jest porwanie.
- No i?
- Zgłoszę cię.
- Mhm pójdziesz na komisariat to cię wyśmieją. Panie władzo porwał mnie Andrzej Wrona. Siatkarz PGE SKRY BEŁCHATÓW. Ich miny byłyby bezcenne.
- Dobra zamknij się. Piechocki na pewno nie będzie się śmiał. - Konrad to już w ogóle. Przecież on mnie i Karola uważa za takich idiotów, że nic go nie zdziwi. No Mycha. Okres ci się zbliża?
- Ty chcesz na prawdę w ryj dostać?
- Myszko nie rób mi tego. Wiesz, że nie lubię się z tobą kłócić. I pamiętaj nie denerwuj się już.
- Możesz mnie postawić na ziemię?
- A co z tego będę miał?
- Nie chcesz wiedzieć. -Wrona delikatnie postawił mnie koło samochodu i zagrodził drogę, że nie mogłam przejść.- Andrzej...
- Czarna czy czerwona?
- Ale co?
- No bielizna na wieczór. Ja osobiście wolę czerwoną ale możemy się dogadać.
- Idiota.
- Tak wiem. Debil, kretyn, prostak, cham itd. W nocy będziesz krzyczeć lepsze rzeczy.
- Panie Boże daj mi cierpliwość bo jak dasz mi siłę to go zajebie.
- Jak się to nasz trener wypowiada? -Siatkarz otworzył mi drzwi od swojego Audi i poszedł na miejsce kierowcy- Ładnie to tak?
- Zamknij się już lepiej.
- Dobra mam dla ciebie niespodziankę. Wpadniemy tylko do domu, przebierzemy się i lecimy.
- Gdzie niby?
- Nie znasz definicji słowa niespodzianka?
- Ja muszę być na treningu popołudniu.
- Nie kłam wiem, że Falasca ci kazał nie przychodzić.
- No i co? Jak nie muszę spędzać czasu z wami to raczej chce od was odpocząć.
- Dobra tam.

       Pojechaliśmy pod blok. Ja poszłam do siebie, a Andrzej do siebie. Wzięłam sobie ciuchy na zmianę i skierowałam się pod prysznic. Stałam pod nim z dobre kilkanaście minut. Musiałam się odprężyć. Wyszłam sobie opatulona ręcznikiem z łazienki i mało nie dostałam zawału widząc w sypialni Andrzeja. Dobrze, że w ogóle coś na sobie miałam.

- Nie krępuj się w ogóle. Przecież to moje mieszkanie. To prawie jak twoje.
- Pomału zaczynasz myśleć prawidłowo. Następnym razem zamykaj drzwi bo ci jeszcze jakiś zboczeniec wejdzie.
- Jeden już siedzi. Dobra wywalaj Wrona. Chce odpocząć.
- Dlatego też masz 15 minut jeszcze. I ani minuty dłużej.
- Chyba cię bóg opuścił. Ja nigdzie nie idę.
- Stój tak i dyskutuj a czas cj leci.
- Minimum 25.
- 17.
- 23.
- 20.
- Zgoda.

      Odwróciłam się uśmiechnięta i poszłam do łazienki aby się ogarnąć. Ubrałam się w ogrodniczkii koszulkę. Lekki makijaż, z włosami nie robiłam dużo związałam je w luźnego warkocza i byłam gotowa. Dokładnie 19 minut.

- Zmieściłaś się w czasie. Aż nie możliwe.
- Ja zawsze mieszczę się w czasie. Dobra to co robimy?
- Zobaczysz. A teraz zapraszam do mojego samochodu.

      Zakluczyłam mieszkanie i poszłam za siatkarzem. Wiedziałam, że nie jest to dobry pomysł ale trudno. Raz się żyje. Domyśliłam się, że jedziemy do Łodzi po tym jak przekroczyliśmy Bełchatów. Po 40min byliśmy na miejscu. Manufaktura. Dlaczego mnie to nie dziwi.

- To jest moja karta. Robisz z nią co chcesz.
- Wrona proszę to zabrać.
- Słuchaj ja nie lubię chodzić na zakupy. Po prostu ja idę w swoją stronę a ty w swoją. Używasz mojej karty bo to jest rekompensata za przeprowadzkę. I nie słyszę żadnego ale. Baw się dobrze. Zdzwonimy się.

      I poszedł. Zostawił mnie samą i tam po prostu odszedł. Zabije go kiedyś. Nie miałam zamiaru używać jego karty. To są Andrzeja ciężko zarobione pieniądze i mi nic do nich. Kiedy schowałam jego kartę i wyciągnęłam swoją pod bankomatem aby zobaczyć ile mam pieniędzy dostałam SMS.
"Ma z niej zniknąć co najmniej 1000 zł. Jeżeli nie to nie wyjdziesz stąd, albo ja zacznę ci coś kupować, a uwierz mi że będzie to bardzo seksowne i mało zasłaniające."

"Ty mnie lepiej nie strasz bo będziesz miał dodatkowy trening"
"Z tobą w sypialni rozumiem? ^^ Taki trening to ja bym mógł mieć codziennie. Chyba zacznę bardziej rozrabiać" 
"Ale ciebie zęby swędzą"


"Dobra i tak wiem, że o tym marzysz. I ja nie żartuje. Widzę cię z pełnymi torbami"

"Żebym to ja pierwszy raz spała z tobą w łóżku"
"Tak aktywnie jeszcze nie spaliśmy. I nie przejmuj się podziękujesz mi wieczorem^^"
"Ty tylko przyjdź do mnie. To tak dostaniesz, że zobaczysz"
"Ty już nie szczerz się do tego telefonu tylko idź i szalej. Wiesz ile dziewczyn by się cieszyło jakbym dał im swoją kartę.?"
"Pamiętaj, że ja nie jestem jak one."
"Wiem. I za to cię kocham."

       Spojrzałam się w górę i zauważyłam jak przy barierkach stał Andrzej. Uśmiechnął się do mnie, wysłał buziaczka i pogroził palcem. Zaczęłam się śmiać i poszłam na szaleństwo.



~*~
Witam was z nowym :) 
Trochę się dzieje, ale musi się dziać ;p 
Jak tam pierwsze dni w szkole? :) 

wtorek, 25 sierpnia 2015

14. This summer's gonna hurt like a motherf****r.

        Rozpakowywałam zakupy kiedy usłyszałam jak ktoś wchodzi do mojego mieszkania. Idiotka ze mnie. Nawet drzwi nie zamknęłam.
- Dziękuję ci bardzo. Musiałem wracać taksówką.
- Oo biedactwo nie przyzwyczajony do takiej komunikacji. Poza tym nie nauczono cię, że wchodząc do kogoś się puka? A jakbym nago stała?
- Dobra weź. Myślisz, że ja cię nago nie widziałem? Rozumiem, że mogłaś być na mnie zła ale żeby aż tak. Zostawić samego na pastwe losu.
- A ty masz pięć lat? Albo czy wyglądam na twoją matkę?
        Matt zmierzył mnie zabójczym wzrokiem i wyszedł. Chwilę po nim usłyszałam pukanie. Raptem debil uczy się jak trzeba postępować.
- Czego znowu chcesz? -Otworzyłam drzwi a za nimi stał nie kto inny jak Andrzej Wrona
- Może nie wyglądam na Matta ale czegoś chcę. Mogę wejść?
- Proszę. -Wpuściłam siatkarza do mieszkania. Andrzej usiadł na kanapie i rozsiadł się jak u siebie. Oni na prawdę za dużo sobie pozwalają. - Czegoś do picia byś chciał?
- Nie dziękuję. Masz może ochotę wyskoczyć na jakiś obiadek albo kolacyjkę?
- Raczej nie.
- Dlaczego? Dobra wiem przegiąłem ale ile można się gniewać.
- Nie o to chodzi. Nie mam ochoty.
- O Sabine chodzi? Obiecałem, że ci pomogę w tej przeprowadzce ale tak wyszło.
- Rozumiem. Każdy facet ma swoje potrzeby.
- Widzisz jak się rozumiemy. Nie daj się prosić.
- Nie dzisiaj.
- A może nie musimy nigdzie wychodzić. Ugotujemy coś razem.
- Znam cię krótko ale wiem, że nawet wodę na herbatę potrafisz popsuć.
- Albo zrobimy tak jak ostatnio. Ja robię zakupy i sprzątam, a ty gotujesz.
- Andrzej nie chcę cię wyganiać ale ja na prawdę nie mam ochoty na jakieś kolacyjki.
- Okej rozumiem. A może...
- Idź się wyśpij jutro znowu treningi.
        Wyszedł. Już cieszyłam się chwilą ciszy kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Oszaleje z tymi ludźmi. Ja się muszę stąd wyprowadzić.
- Czy wy jesteście tacy tępi i nie rozumiecie co do was mówię? -Otwieram drzwi, kończąc zdanie, a moim oczom ukazuje się twarz Falascy. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię.- O Miguel wejdź. Przepraszam za taki naskok na ciebie. Wydawało mi się, że chłopacy znowu coś chcą.
- Uwierz mi teraz ich się tak szybko nie pozbędziesz.
- Chciałbyś może coś do picia?
- Nie dziękuję. Wpadłem tylko dać ci rzeczy bo już przyszły. Jakby coś było za duże albo za małe to wymienimy. Tutaj masz jeszcze papiery wszystkie. Jakbyś czegoś nie rozumiała albo nie wiedziała to wal śmiało. Zostawiłem ci tam numery do wszystkich zawodników, sztabu oraz do tych wszystkich z biura.
- Okej. Dziękuję bardzo. Na którą jutro robimy trening?
- 9:30 i 18:30. A w czwartek wyjazd. Ale to o tym jutro będziemy rozmawiać. Mam tylko prośbę muszę rano jechać do urzędu jakiegoś. Poprowadziłabyś sama pierwszy trening? Wiem, że nie masz doświadczenia ale jesteś zuch dziewczyna i dasz radę.
- Pewnie nie ma sprawy.
- Dobra dziękuję. Nie będziesz musiała przychodzić na ten drugi. Na razie wtedy.
        Odprowadziłam trenera do drzwi i pożegnałam. Spojrzałam na rzeczy które przyniósł mi Miguel. Walizka, torba, garnitur sztuk dwie, dres sztuk dwie, o dziwo sukienka, bluzy, buty do garnituru. Taaak koturny. Nie te ich wieśniackie ciżemki. Wszystko z logiem PGE SKRY BEŁCHATÓW. Zrobiłam zdjęcie i wysłałam na snapa oraz instagrama. Po chwili w moim telefonie zaczął robić się wodospad jak u Andrzeja. Śmiałam się sama z siebie jaka to ja się zrobiłam sławna.
        Postanowiłam najpierw zrobić coś do jedzenia, a potem przymierzyć ciuchy. Zmierzałam w stronę kuchni gdy nagle do moich drzwi zaczął się ktoś dobijać. Postanowiłam nie otwierać bo wiedziałam, że to jest któryś z chłopaków. Kiedy zrobiła się cisza i już myślałam, że sobie poszedł dostałam SMS od Andrzeja.
"Wiem, że tam jesteś. Twój samochód stoi na dole. Otworz mi"
"Słyszałem dźwięk sms, a ty nie rozstajesz się z telefonem. Dalej tu stoję."

        No cóż. Chcąc nie chcąc musiałam mu otworzyć. Jednak kiedy w końcu się na to zdecydowałam zaczęłam tego żałować. Moim oczom ukazała się 10 osobowa grupa w składzie: Anderson, Wrona, Kłos, Conte, Uriarte, Włodarczyk, Lisinac, Marechal, Patrycja i Aleksandra. Z obecności ostatnich to najbardziej się cieszyłam. Wpuściłam ich do środka.
- Że tak się spytam. Co tutaj robicie?
- Widziałem na insta, że dostałaś rzeczy. No to zadzwoniłem do Włodarczyka, a potem to jakoś tak samo poszło. -powiedział Wrona
- I co w związku z tym? Ładnie to tak trenera po godzinach nawiedzać?
- My tylko wpadliśmy zobaczyć jak w ciuchach wyglądasz.
- Włodarczyk ty bardzo chcesz widzę biegać jutro.
- I tak będę. Falasca zawsze karze nam biegać.
- Masz pecha bo jutro ja prowadzę trening i skoro tak bardzo lubisz biegać to w takim razie jutro zamiast 30 kółek zrobisz 50.
- Iza przecież wiesz, że żartowałem. - widziałam przerażoną minę Włodarczyka
- Chcecie coś do picia?
- 8 kaw i 1 herbatę. - powiedział Andrzej
- My pójdziemy z tobą, pomożemy ci.
        Ola i Patrycja skierowały się ze mną do kuchni. Widziałam ich miny. Szybko zagoniły mnie do łazienki i kazały się przebrać. Wszystko pasowało jak ulał. Jakby było szyte na mnie.
        W połączeniu z koturnami dawało to świetny efekt. Wyszłam aby pokazać się reszcie. Widziałam ich zdziwione miny.

- Jak my mamy się skupić na grze, kiedy obok będzie taka śliczna trenerka.
- Wrona czy ty chcesz dostać ściera po łbie?
- Dobra ty nie gadaj tylko w kolejne się przebieraj.
- Oszaleje z wami.

        Próbowałam zapiąć sobie sukienkę jednak nie udawało mi się to. Nie chciałam drzeć się na całe mieszkanie więc napisałam SMS do Oli czy mogłaby przyjść. Po chwili usłyszałam tylko jak otwierają się drzwi. Nawet nie odwracałam się tylko wzięłam włosy do góry i odsłoniłam zamek.
        Poczułam kogoś dotyk jednak nie był on damski. Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam twarz Andrzeja. Stał uśmiechnięty i schylił się do mojego ucha.

- Pięknie wyglądasz jednak bez niej wyglądasz jeszcze lepiej.

        Andrzej dotknął mojego policzka i nachylił się nade mną. Tak po prostu to się stało. Zaczęliśmy się całować. Siatkarz złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie. Całowaliśmy się coraz zachłanniej. Jednak po chwili o pamiętałam się. Odepchnęłam Wronę od siebie i wyszłam z łazienki do wszystkich.
        Widziałam jednoznaczną minę Matta. Wiedział co przed chwilą działo się w łazience. Reszta raczej nie była tego świadoma. Całe szczęście. Znajomi posiedzieli u mnie jeszcze trochę i po 20 wyszli. Został tylko Matt jako, że mieszkał obok postanowił pomóc mi sprzątać. Zamknęłam drzwi za gośćmi i udałam się w stronę Andersona.

- Co ty sobie wyobrażasz?
- Słucham?
- Znasz go tak krótko na dodatek jest twoim zawodnikiem. Iza jak ty się zachowujesz.
- Przypominam ci że również jesteś moim zawodnikiem, a rozstaliśmy się dawno temu.
- Ja się nie liczę. Iza. Ja ciebie dalej kocham a ty całujesz się z innym.
- Życie. Wyobraź sobie że ja czułam się o wiele gorzej.
- Myślisz że jesteś jedyna? Proszę Cię. Ten idiota może mieć dziewczyn na pęczki i co tydzień ma inną.
- A ty go aż tak dobrze znasz?
- Uwierz mi, że nie jedną się chwalił. -
- Dobra Matt dziękuje za pomoc możesz już iść.
- Ale.. - Na razie. Wiesz gdzie są drzwi.
Perspektywa Patrycji 

        Wracałam z Wojtkiem który postanowił mnie odprowadzić do mojego bloku. Rozmowa o dziwo nam się kręciła. Chwilami niby przez przypadek dotknął mojej ręki. Kiedy byliśmy już koło mojej klatki podziękowałam siatkarzowi i chciałam odejść kiedy Włodarczyk złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w swoja stronę. Wtedy poczułam jego usta na swoich. Natychmiast go odepchnęłam.

- Co ty sobie wyobrażasz?!
- Przecież wiem, że tego chcesz. Która by nie chciała.
- Każda.
- Już nie rób z siebie takiej cnotki. Wiem, że byłoby ci ze mną dobrze. -Dostał ode mnie w twarz. Nie pozwolę sobie na takie traktowanie
- Oj dobra. Jeden numerek i nic więcej. -Oberwał po raz drugi
- Jeszcze masz coś do powiedzenia? Nie. To do widzenia. I żebym ciebie więcej tu nie widziała. – warknęłam.

        Z prędkością światła pobiegłam na drugie piętro do swojego mieszkania. Byłam nie dość, że wściekła to jeszcze przerażona. JAK JA MIAŁAM BYĆ FIZJOTERAPEUTKĄ?! KIEDY ON TAM BYŁ?! To było niedorzeczne. Zamknęłam drzwi od mieszkania na wszystkie możliwe spusty, żeby nikt nieproszony się do niego nie dostał. Zdjęłam buty i kurtkę, po czym pokierowałam się do kuchni. Nalałam sobie wody do szklanki. Ręce mi się niemiłosiernie trzęsły.

       W końcu szklanka skończyła przez to na kafelkach cała potłuczona w drobny mak. Przetarłam twarz dłońmi, po czym odgarnęłam włosy z twarzy. Nie mogłam się go bać. Wtedy by wygrał. Szybko uprzątnęłam cały syf i poszłam do sypialni. Usiadłam na swoim łóżku. Zauroczenie minęło tak szybko, jak się zaczęło. Postanowiłam nikomu o tym nie mówić. To by rozpętało wojnę, której psychicznie bym nie przeżyła. 
        Postanowiłam pójść pod prysznic, a kiedy już go brałam, po prostu dałam upust wszystkim emocjom. Łzy mieszały się z gorącą wodą. W końcu nie wytrzymałam i walnęłam pięścią w kafelki i krzyknęłam. Jednak zmieniłam zdanie. Muszę o tym komuś powiedzieć, bo oszaleję. W szlafroku poszłam do salonu. 

- KURWA MAĆ, CO TY TU ROBISZ?! – wydarłam się przerażona. Myślałam, że zejdę na zawał.
- Chciałem klucze oddać.
- WRONA WYPIERDALAJ STĄD! – powiedziałam głośno.
- Czekaj… Co ty masz na rękach? – spytał i chwycił moją prawą rękę.
- Po prostu stąd wyjdź.
- Co to jest? Kto ci to zrobił? – dopytywał. Już nie miałam siły. Oczy zaszły mi łzami. Usiadłam na kanapie i schowałam twarz w dłoniach. - Młoda co się dzieje?
- Wojtek… - powiedziałam trzęsącym głosem.
- Co? To jego sprawka? -Tylko potaknęłam na to głową. Koniec końcu powiedziałam o tym całym zajściu pod blokiem. - I Włodek to zrobił? – spytał z niedowierzaniem.
- Nie kurwa Marycha z bagien. Myślisz, że od tak sobie bym narobiła takich siniaków na nadgarstkach? – spytałam.
- Wszystkiego bym się spodziewał, ale nie tego. – westchnął i wypuścił powietrze z ust.
- Iza nie może się dowiedzieć. Nikt nie może. – szepnęłam i spojrzałam na niego.
- Nie mogę ci tego obiecać, wiesz. Pogadam z nim.
- NIE! Pogorszysz sprawę. – powiedziałam szybko. – W ogóle po co ja ci to mówiłam…
- Właśnie bardzo dobrze zrobiłaś.
- Nie wydaje mi się.
- Andrzej idziesz? – usłyszałam Lisinaca. Spiorunowałam Wronę wzrokiem.
- Idę. – powiedział szybko. – Pogadamy jutro na treningu. – skierował się do mnie.
- O hej Pati. – przywitał się. – C… Co jest grane?
- Nic. Wychodzimy.
- Ale…?
- Już wypad. – pogonił go Wrona.

         Zostawił klucze na stoliku, a po chwili w mieszkaniu zapadła cisza. Poszłam przebrać się w piżamę, po czym położyłam się do łóżka. To było pewne. Tej nocy, nie mam nawet co marzyć o śnie. Wyczekiwałam tylko ranka.


piątek, 14 sierpnia 2015

13. Czuję puls.

Czułam się trochę dziwnie jadąc tak z Mattem. W końcu nie widzieliśmy się trzy lata, a dużo nas łączyło. Nie rozmawialiśmy ze sobą. Woleliśmy ciszę. Będąc w Łodzi, Matt podrzucił mnie do domu, a sam pojechał załatwić swoje sprawy. Wyciągnęłam kartony i zaczęłam się pakować. Rzeczy które nie były mi potrzebne od razu wyrzuciłam. Było to moje mieszkanie więc postanowiłam je wynająć. Wiadomo całe życie w Bełchatowie mieszkać nie będę. Po około 4 godzinach byłam gotowa. Nie chciałam czekać na Andersona i zaczęłam sama nosić kartony. Kiedy szłam z trzecim na osiedle zajechał czarny samochód z Amerykaninem w środku. Widziałam jego minę, czekało mnie kazanie jak nic.

- Czy ciebie Bóg opuścił??!! Przecież miałaś na mnie poczekać.
- Ej Anderson ty się hamuj z tą gadką. Parę ponosiłam i nic mi się nie stało więc.
- Więc. Ty zawsze musisz być uparta. Stoisz tutaj i czekaj. Resztę ja niosę.
- Ty się z choinki urwałeś?
- Cicho. Mam cię przywiązać czy sama będziesz stała w spokoju?
- Kolega się za bardzo nie rozkręca?
- Kiedyś ci się to podobało.

Widział jak na moją twarz wpłynął rumieniec. Z głupim uśmieszkiem wziął ode mnie klucze i poszedł nosić kartony. Niech tylko będzie trening. W głowie już obmyślałam plan zemsty. Kiedy byliśmy zapakowani mogliśmy ruszyć. Ja jechałam pierwsza, a Matt za mną. Kiedy była prosta, pusta droga przyśpieszyłam. Amerykanin został w tyle, ale nie na długo. Wygrałam jednak bo Matt za każdym razem nie mógł mnie wyprzedzić. Widać kto rządził w tym związku. Po 45 minutach dojechaliśmy do Bełchatowa. Ponosiliśmy (czytaj Anderson nosił) kartony i mogłam zacząć się rozpakowywać. Matt stał oparty o futryne i przyglądał mi się.

- Matt nie masz przypadkiem lepszych rzeczy do zrobienia?
- Patrze jak się zmieniłaś.
- O 20 u mnie.
- Słucham?
- Wiem jakim jesteś mistrzem patelni. Także ty się rozpakowuj a ja idę coś upichcić.
- Nauczyłam się gotować. Jestem na pewno lepszą kucharką niż ty.
- Okej. Dzisiaj ja, jutro ty. Zobaczymy kto jest lepszy.
- Pamiętaj, że nasza relacja nie jest przyjacielska.
- No tak. Za niedługo będziemy przyjaciółmi ale z korzyściami.
- Będziemy trenerem i graczem. Pamiętaj o tym.
- Jeszcze trochę.

Wyszedł śmiejąc się pod nosem. Ja go kiedyś zabije. Zabrałam się za układanie rzeczy. Mieszkanie wynajęłam razem z wyposażeniem także nie musiałam martwić się o meble. Co prawda nie było ono w moim stylu ale nie będę nie wiadomo jak wymyślać. Zresztą i tak więcej mnie nie będzie niż będę ciągłe rozjazdy, treningi. Napisałam tylko sms do Oli, że wpadnę po rzeczy i wszystko ze mną w porządku. Zabrałam kluczyki z szafki i postanowiłam jechać po jakieś zakupy. W końcu samym światłem się nie najem. Kiedy przekręcałam kluczyk w drzwiach poczułam kogoś oddech na szyi. Wyczułam te specyficzne perfumy. Dalej używał takich samych.

- Anderson czy ty siedzisz pod drzwiami i słuchasz kiedy ja wychodzę?
- Nie akurat jadę do sklepu. A ty dokąd sie wybierasz?
- Do Oli i po jakieś jedzenie.
- Widzisz jak się dobrze składa. Jedziemy moim.
- Nie nie nie. Ja jadę swoim, a ty swoim.
- Ale po co palić tyle paliwa?
- Na razie. -Zeszłam na dół ale wiadomo on ma dłuższe nogi to szybko mnie dogonił i stał już koło mojego samochodu. - Chyba śmieszny jesteś. Zapraszam na miejsce pasażera.
- Iza proszę cię. Jak ja będę wyglądał nie kierując?
- Zawsze zostaje ci jeszcze jazda swoim samochodem.
- Weź jak nas jakieś hotki zobaczą i potem na wszystkich stronach, że nie dość że rządzisz mną w pracy to i po niej.
- Dobra w takim razie do widzenia.
- Boże.

I wsiadł. Ten typ tak ma podyskutuje, ponarzeka a i tak zrobi to co mu się karze. Na początku skierowałam się w stronę mieszkania Kłosa. Anderson zadecydował, że zostanie w aucie. Nawet mi to nie przeszkadzało. Im mniej ludzi widzi nas razem tym lepiej. Zabrałam rzeczy, wręczyłam Oli mój nowy adres i kazałam wpaść jutro na powitalne przyjęcie. Kiedy wyszłam z klatki zauważyłam Matta siedzącego jak gdyby nigdy nic na miejscu kierowcy. Otworzyłam drzwi z drugiej strony i lekko się nachyliłam aby widzieć jego twarz.

- Przesiadaj się.
- Iza wsiadaj.
- Myślisz, że dam ci jechać moim dzidziusiem?
- Mogę kupić dziesięć takich jak ci rozwalę.
- Zabije cię kiedyś.
- I kto będzie najlepszym siatkarzem na świecie? Kto będzie cię tak denerwował jak ja? Kogo będziesz kochała mocniej niż mnie?
- Każdego.

Wsiadłam i nic się nie odzywałam. Zresztą Matt też nie był skory do rozmowy. Widziałam jego minę. Był zdenerwowany. Ale niech sobie nie myśli, że przyleci i ja go od razu będę kochać. To że sobie z nim poflirtuje czy porozmawiam nie robi z nas już zakochanych. Pojechaliśmy pod Tesco.

- Idziemy razem czy obrażony dalej jesteś?
- A ty w ogóle możesz się ze mną pokazać gdzieś? Taka wiocha wyjść z Andersonem na miasto.
- Możesz przestać być złośliwy?
- Ależ oczywiście Pani trener.

Odwróciłam się na pięcie i weszłam do sklepu. Nie patrzyłam czy ten idiota idzie za mną. Mało mnie to interesowało. Wzięłam koszyk i robiłam zakupy. Wrzucałam potrzebne rzeczy i nawet nie zorientowałam się jak minęła godzina. Stałam akurat na dziale ze słodyczami i sięgałam po ciastka ale nie mogłam ich dosięgnąć. Pomimo 175cm wzrostu. Nagle ciastka wylądowały w moich rękach.

- Trzeba było stać za wzrostem.
- Wolałam stać za rozumem. Bo tobie to chyba przed nosem drzwi zamknęli.
- Za urodą to chyba tobie.
- Dobrze że Swietłana była piękna.

Przegrał. Może zapomnieć o moim byciu miłą. Odeszłam od niego. Teraz nie interesował mnie w ogóle. Po drodze do kasy chwyciłam jeszcze swoją ulubioną czekoladę. Wyszłam ze sklepu, zapanowałam zakupy i odjechałam. Bez Andersona. Bez problemu.
~*~ 
Przepraszam za taki długi okres oczekiwania ale nie miałam internetu. Wasze blogi postaram się nadrobić jak najszybciej :) 
Ale jest tego jeden plus. Piszę już 16 rozdział :) 



wtorek, 21 lipca 2015

12. Lean on.

        Przede mną usiadł we własnej osobie Matt Anderson. Ten chłopak to ma wyczucie czasu. Nie odzywałam się nic do niego. Tak jakbyśmy się nie znali.

- A więc Pani Trener co Panią tu sprowadza.
- Ciebie nie powinno to interesować.
- A ty co taka kąśliwa? Czyżby kłótnia z nowym boyfriendem?
- Anderson czy ty chcesz dostać po mordzie?
- A ty wiesz, że trener raczej się tak do zawodników nie zwraca?
- Graczy jak już. Poza tym czy ktoś ci każe ze mną rozmawiać?
- Bądź tu człowieku miły.
- Nikt ci nie kazał tego robić.
- Iza ja chce zatopić ten topór wojenny. Nie mam zamiaru się już z tobą kłócić. -co chwile odrzucałam połączenia od Oli, Karola i Andrzeja- Odbierz.
- Nie mam ochoty z nimi rozmawiać.
- Widzę dzisiaj wszystko na nie.
- Dobra nie chcesz ty wyjść to ja wyjdę.
- Izabella. Opanuj się. To było kiedyś. Teraz jestem innym facetem.
- Facet nigdy się nie zmienia.
- Są wyjątki. Poza tym wiem, że masz dzisiaj oglądać mieszkania. Może zrobimy to razem?
- A co jeśli odmówię?
- Nie znam słowa nie.
- Zauważyłam.

        Wyszliśmy z Amerykaninem z kawiarni i wsiadłam do jego samochodu. Oboje nie znaliśmy Bełchatowa także włączyliśmy GPS i skierowaliśmy się pod pierwszy adres. Dopiero za trzecim razem mieszkanie mi się podobało. Matt dziwnie mnie do niego namawiał. Było ono dwupokojowe, niezbyt duże ale co mi samej do szczęścia potrzeba. Podpisałam umowę z właścicielem i oficjalnie kogę tutaj mieszkać. Wyszliśmy z niego i dostałam klucze którymi mogłam zamknąć drzwi.
        Pożegnaliśmy się z Panem Zdzisiem i wtedy usłyszałam jak Matt obraca klucze w drzwiach. Tylko nie to.

- To co sąsiadko zapraszam na herbatkę.
- Ale jak to. -jeszcze na dodatek kiedy wchodziliśmy do mieszkania usłyszałam jak ktoś idzie po klatce i rozmawia przez telefon- No chyba sobie ze mnie jaja robicie.

        Zaraz koło mnie pojawił się Andrzej. Jego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów. Weszłam szybko do mieszkania Matta nie zwracając więcej uwagi na Wronę. Mieszkanie Andersona wyglądało jak typowe lokum faceta. Szaro buro, wszędzie ciuchy.

- Co? Nie to co nasze mieszkanie w Kazaniu?
- Nigdy nie będziesz miał tak dobrze.
- Wiem właśnie i to mnie najbardziej boli.
- Matt trzeba było tego nie spierdolić. Bardzo dobrze wiesz, że nasze rozstanie to była twoja wina. Powiedz mi jak już tak sobie wypominamy dlaczego?
- Sam nie wiem. Po stracie dziecka oboje byliśmy inni. Nie radziłem sobie z tym, że nie mogę tobie pomóc. A ona pojawiła się nagle i samo tak wyszło. Szukałem kontaktu z tobą przez tez trzy lata ale sama nie chciałaś mnie znać.
- Nikt by nie chciał.
- Iza. Chciałbym, żeby między nami było tak jak kiedyś.
- Matt nigdy już tak nie będzie.
- Ja i tak będę walczył.

        Wiedziałam do czego zdolny jest Matt i wiem że nie są to słowa rzucone na wiatr.

- Mati mógłbyś mi sprawdzić połączenia do Łodzi?
- A po co ci?
- Wiesz muszę przewieźć swoje rzeczy do nowego mieszkania, a przyjechałam tutaj z Andrzejem.
- Ale nie ma problemu ja dzisiaj nic nie robię.
- I co w związku z tym? 
- Ja cię zawiozę.
- Chyba cię bóg opuścił.
- No ale dlaczego. Przyjedziemy na dwa auta. Wątpię abyś zabrała się sama z tyloma rzeczami.
- Dałabym sobie radę.
- Tak. Kobieta niezależna. Nikt nie może jej pomagać.
- Ty się nie mądruj.
- A jeśli mogę spytać dlaczego nie jedziesz z Andrzejem?
- Pokłóciliśmy się. Właśnie możesz mi powiedzieć pod jakim numerem on mieszka? 

- Pod 10.
- Zaraz wracam.

        Wyszłam z mieszkania siatkarza i skierowałam się do drugiego. Zapukałam. Serce biło mi jak oszalałe. Kiedy nikt mi nie otwierał powoli zaczęłam schodzić na dół. Wtedy w drzwiach pojawił się Andrzej. Weszłam z powrotem na górę i stanęłam na przeciwko siatkarza. Byłam zdziwiona, że mnie nie wpuścił.

- Przepraszam. Możemy porozmawiać?
- Mów.
- Okej. Nie powinnam tak wybuchnąć. To jest moje przewrażliwienie. Zresztą ty też takie masz na pewno.
- Spoko, nic się nie stało.
- Coś się stało? 


        Widziałam, że siatkarz jest nerwowy. Nagle powód jego rozkojarzenia wyszedł na korytarz. Blond cizia, w niebotycznie wysokich szpilkach na wpół rozpiętą koszulą.

- Andrzejku długo jeszcze?
- Już idę. Poradzisz sobie jakoś z tą przeprowadzką?
- Jasne. Nie przejmuj się. Na razie.

        Zbiegłam po schodach, trzaskając drzwiami Andersona. Chłopak stał z zdziwioną miną. Chwyciłam jego kluczyki do samochodu. W sumie naszego wspólnego, kupiliśmy go razem. Matt pojawił się w nim chwile po mnie. Kiedy byliśmy już oboje, chłopak wygonił mnie z miejsca kierowcy i kazał usiąść obok. Po chwili odjechaliśmy z piskiem opon. Anderson puścił jakąś płytę, ale nie podobała mi się ona. Musiałam zmienić na coś szybszego. Wybór padł na Majora Lazera. Tak więc jechałam właśnie z moim byłym narzeczonym, aktualnym sąsiadem do starego domu, ponieważ Andrzejowi zachciało się tego czego ja mu nie chciałam dać. Przecież z tego można zrobić telenowele.

~*~
A więc mamy i kolejny :) 
Dziękuje za te komentarze pod rozdziałem i za 20 000 wejść :*
Jesteście niesamowici <3