środa, 9 grudnia 2015

19. Wybacz każdy niespełniony sen.


~Perspektywa Patrycji~

Mało co na zawał nie zeszłam. Wypiłam niemal duszkiem swojego drinka, a szklankę odstawiłam na stół.

- Mogę się przysiąść? –Usłyszałam go.
- Zależy kto pyta. – Odpowiedziałam niewzruszona.
- Ja?
- To raczej podziękuję. – odparłam sarkastycznie, po czym wstałam. Chciałam pójść do Izy, ale niestety osobnik chwycił mnie za ramie i zatrzymał. - Co ty robisz?! – Spiorunowałam go wzrokiem.
- Mamy do pogadania.
- Ale ja nie chcę rozmawiać. A już na pewno nie z tobą. – warknęłam. – Puść mnie do cholery jasnej!
- Najpierw porozmawiamy, czy ci się to podoba na nie.
- Super. Nie dość, że cham to jeszcze apodyktyczny. Masz minutę. – westchnęłam z niechęcią. Z nim w szczególności nie miałam ochotę na rozmowę, o nie. Usiadłam z powrotem na kanapie, a on obok mnie, ale pilnowałam, żeby był w „bezpiecznej” odległości. - Czego chcesz?
- Porozmawiać. - To już wiem. Do rzeczy. – Jęknęłam.
- Serio musiałaś mówić to Izie? Teraz każdy ma mnie za gnoja. – stwierdził Włodarczyk.
- Bo nim jesteś! A po za tym ja jej tego nie mówiłam.
- Ta to co gołębia jej ktoś wysłał? – Prychnął.
- Nie wiem, nie interesuje mnie to.
- A powinno, bo zniszczyłaś mi karierę.
- O to przepraszam bardzo, że moja psychika, ciało i GODNOŚĆ jest ważniejsza od kariery zadufanego w sobie dupka. – zaśmiałam się ironicznie.
- Jeszcze zobaczymy, jeszcze będziesz błagała o to.
- Idź sobie, jesteś najebany w trzy dupy. – odepchnęłam go od siebie i wstałam. Ten jednak nie dawał za wygraną i przyciągnął mnie do siebie co poskutkowało siarczystym policzkiem z mojej strony.
- To tak się bawimy tak? – Spytał i złapał się za policzek.
- Baw się w co chcesz, mnie w to nie mieszaj. – stwierdziłam.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem.
- Czego jeszcze dusza pragnie? – spytałam. – liścia z drugiej strony tak dla wyrównania?
- Jakiś problem? – przyszła mi z pomocą moja przyjaciółka.
- Nie. Akurat skończyliśmy rozmawiać. – powiedziałam, patrząc na niego non stop. Po chwili Włodarczyk od nas się oddalił. Odetchnęłam z ulgą.
- Wszystko w porządku? – spytała od razu.
- Jeszcze trochę i bym zaczęła panikować. – powiedziałam i odgarnęłam włosy z czoła.
- Byłaś twarda, dobrze ci poszło. – poklepała mnie po ramieniu
- Weź mi zarzuć drinka, bo chyba muszę się napić. – jęknęłam.
- Haha spoko. – zaśmiała się Iza i poszła do kuchni po wódkę, sok kaktusowy i zagrychę. Po chwili wróciła z odpowiednim zaopatrzeniem. Ja zajęłam się nalewaniem wódki, a trenerka soku. Gdy stwierdziłyśmy, że napój jest wystarczająco dobry, żeby go wypić wzniosłyśmy między sobą mały toast i się napiłyśmy.
- Dobrze, że jesteś w Bełchatowie. – stwierdziłam. – Strasznie za Tobą tęskniłam.
- Weź, bo się jeszcze rozkleję. – zaśmiała się. – Ale tak szczerze, chyba nie czułabym się tu tak pewnie, w szczególności nie przy Andersonie.
- Powiem ci szczerze, że byłam zaskoczona telefonem od Piechockiego. Przecież tyle co studia skończyłam i praktycznie zerowe doświadczenie mam a tu nagle od razu do Bełchatowa. – zaśmiałam się cicho. – Ale gdy ciebie zobaczyłam, od razu wiedziałam, że będzie dobrze. – uśmiechnęłam się.
- Najlepsze przyjaciółki na zawsze, co?
- Ta. – szepnęłam z uśmiechem. – Tym bardziej, że od początku tutaj wszyscy traktują się jak jedna wielka rodzina. Cholera jestem trochę zbyt sentymentalna. – Zaczęłam się śmiać.
- A o czym pani trener i nasza wspaniała fizjoterapeutka tak rozmawiają? – Spytał Kłos.
- I do tego piją bez nas! – oburzył się Facundo.

Obie zaczęłyśmy się śmiać. Siatkarze się do nas przysiedli i dopiero wtedy zaczęło się porządne chlanie. Impreza skończyła się prawie o świcie. Karol, Ola, Srecko i ja nocowaliśmy u Izy. A z racji tego, że były tylko dwa łóżka dwuosobowe to miałam spać z Lisinacem.
Pożyczyłam od swojej przyjaciółki koszulkę i szorty, poszłam się z grubsza ogarnąć. Dotarcie do łazienki po pijanemu było dla mnie dość dużym wysiłkiem. Kiedy zakurzyłam w futrynę, było słychać jedynie moje siarczyste „Ała kurwa”. Zaczęłam się sama z siebie śmiać. Na szczęście dotarcie do łóżka już nie stanowiło dla mnie takiego problemu.
- Jesteś cała? – Usłyszałam śmiejącego się Lisinaca.
- Taaa. – mruknęłam. – Miałam bliskie spotkanie z futryną.
- Słyszałem. – Mówił, dalej się śmiejąc.
- Widzę, że moja krzywda cię śmieszy. – parsknęłam śmiechem.
- No i to bardzo.

Po chwili oboje się śmialiśmy. Musieliśmy jednak zachowywać się dość cicho, żeby nikogo nie obudzić.

- Lubię jak się śmiejesz i uśmiechasz.
- Ta w szczególności jak jestem najebana. – szepnęłam z uśmiechem.
- Mówię serio. Powinnaś się częściej uśmiechać.
- Srecko czy ty próbujesz mi prawić komplementy? – spytałam, patrząc na niego.
- To takie dziwne? – Uśmiechnął się
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. – pokazałam mu język, na co on ponownie się zaśmiał.
- Widziałem dzisiaj jak Włodarczyk się sadził. Wszystko w porządku?
- Tak. Już tak. To cham i prostak i tyle. Nic się na to nie poradzi. – wzruszyłam ramionami.
- Pytałem raczej, czy u ciebie wszystko okej. Ostatnio chodziłaś trochę jak na szpilkach.
- Srecko… - westchnęłam. Zapaliłam lampkę. Spojrzałam na swoje posiniaczone jeszcze nadgarstki. Pokazałam mu je. - Czy to sugeruje, że wszystko jest okej? - spytałam delikatnie. Chłopak też się podniósł i spojrzał na nie, a potem na mnie. Wzruszyłam delikatnie ramionami. - Minie jeszcze trochę czasu zanim będzie wszystko w porządku. – szepnęłam. – chociaż powiem, że incydent z dzisiaj mi tego nie ułatwił.
- Jesteś silna. Dzisiaj to udowodniłaś. Dasz radę. –ujął moją dłoń, żeby dodać mi otuchy. Wymusiłam uśmiech. - To się wydarzyło wtedy, jak Andrzej oddawał ci klucze do mieszkania, prawda?
- Tak… - szepnęłam. – I najchętniej bym wymazała to z pamięci, ale niestety… Chcąc nie chcąc musimy ze sobą pracować. – Nie my w sensie ty i ja, ale w sensie on i ja… Wiesz o co mi chodzi.
- Wiem, wiem. Spokojnie – uśmiechnął się.
- Dobra chodźmy spać. Jutro czeka nas dłuuugi dzień. Już widzę, jak wszyscy trenują na kacu. – zaśmiałam się cicho i położyłam.
- No to fakt będzie ciekawie. – przyznał Serb.
- Dobranoc.
- Dobranoc. – szepnęłam, po czym zgasiłam lampkę i zamknęłam oczy.

Rano było ciekawie. Bardzo ciekawie. Słyszałam jak ktoś wymiotuje. Uroki porządnej imprezy. Co lepsze, było mi strasznie ciepło. A powodem tego był Srecko, który spał jak zabity. Skubany obejmował mnie mocno, a twarz miał wtuloną w moje plecy. Zaśmiałam się pod nosem. Chciałam wstać, ale też nie chciałam go budzić.
Wzięłam telefon do ręki. Miałam wiadomość od Izy. „<3” a tam było nasze zdjęcie jak śpimy. „NIE ŻYJESZ” odpisałam i zaczęłam się śmiać.

- Co się dzieje? - usłyszałam zaspanego Lisinaca.
- Nic, nic. – wyszeptałam. – Śpij.
- Yhm. – mruknął i poszedł dalej spać.

Uśmiechnęłam się delikatnie. Nie przeszkadzał mi taki stan. Wręcz przeciwnie. Uświadomiłam sobie, że brakuje mi kogoś takiego. Ale prawda była też taka, że nie byłam gotowa na żaden związek.

~Perspektywa Izy~ 

W końcu dotarliśmy do jego mieszkania. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić za bardzo, czy mam siadać czy stać. Wiedziałam jednak, że dopóki nie odbędziemy tej rozmowy, nie będzie w miarę znośnej atmosfery.

-Dlaczego wybrałeś Bełchatów? – Spytałam, po chwili ciszy.
- Miałem dziwne przeczucie, że Ciebie tu zastanę.
- I tylko dlatego? – Spojrzałam na niego.
- Dobijałem się do ciebie miliony razy. Chciałem porozmawiać.
- I nagle stałeś się jasnowidzem?
- Iza… Ja naprawdę żałuję tego co się wydarzyło.
- Ja żałuję, że kiedykolwiek dałam ci się do siebie zbliżyć. –westchnęłam.
- Czyli mi nie wybaczysz?
- Matt wybaczyć nie znaczy zapomnieć, o to chodzi. Myślisz, że po tym jak poroniłam i zobaczyłam ciebie pieprzącego ją w jej gabinecie, to było mi łatwo? – Spytałam. – Myślałeś chociaż przez sekundę o mnie kiedy wciągnąłeś się w ten romans?
- Nie… - Wyszeptał. – Ale Iza ja się zmieniłem, naprawdę. - Jęknął, ujmując moją dłoń.
- Nie wątpię w to. -Jedyne co zrobiłam, to delikatnie ją wydostałam z jego uścisku. Ponownie zaszkliły mi się oczy.
- Iza błagam Cię.
- Matt… - Zaczęłam.
- Szlag mnie trafia, jak widzę cię z nim… To mi jeszcze bardziej uświadamia, co straciłem. Kogo.
- Może do cholery jasnej próbuję być szczęśliwa, po tym co ty mi zrobiłeś? – Spytałam kąśliwie.
- Nie rozumiesz, że tego żałuję?! Iza dla ciebie przyleciałem do Bełchatowa.
- Ale nikt cię o to nie prosił, więc nie szukaj winnych, bo jedynym takim jesteś ty. To nie ja pieprzyłam fizjoterapeutki na lewo i prawo.
- Dobra ja jestem winny, ale chyba mieliśmy być małżeństwem?
- I co z tego? Minęły 3 lata! – Stwierdziłam. – Sporo w ciągu tych trzech lat się zmieniło.
- Co? Wrona wkroczył ci na ścieżkę? Patrycja znowu ci nawymyślała udając ciocię dobrą radę.
- Właśnie przez to, że jej nie posłuchałam tak cierpiałam. Ona była ze mną na dobre i na złe.
- Jak ty byłaś w Rosji a ona tu.
- W przeciwieństwie do Ciebie interesowała się mną. Dzwoniła codziennie i pisała. Na nią i na rodziców zawsze mogłam liczyć i na Olę. Po tym wszystkim.
- Iza, nie chcę się kłócić.
- Matt ty już zrobiłeś swoje. Zrób nam obojgu przysługę i nie rań mnie więcej, nie próbuj działać na mnie tak jak wtedy. To nie wróci. – Wyszeptałam.
- Powiedz mi wtedy prosto w oczy, że mnie nie kochasz. Wtedy dam sobie spokój. Wtedy uwierzę. Dopóki nie powiesz mi tego prosto w oczy.

Zawahałam się wtedy. Oczywiście, że coś do niego jeszcze czułam, ale to nie była miłość. To nie było to, co było 3 lata temu. Zmieniłam się. Okoliczności się zmieniły. Jestem tu drugą trenerką. Pojawiła się Skra, Patrycja wróciła, na mojej drodze stanął Andrzej. Tak. Wrona. On był dla mnie kimś, z kim mogłam się budzić każdego ranka. Nie mogłam dać się zranić po raz kolejny. Nie w ten sam sposób. Już byłam zbyt doświadczona, żeby uwierzyć kolejny raz w te puste słowa.

- Nie kocham Cię. -Spojrzałam mu w oczy, wypowiadając te słowa.

Siatkarz znieruchomiał. Widziałam jak w jego oczach zgasła nadzieja. Postanowiłam tego nie przeciągać i wyszłam z jego mieszkania.


~*~
Drogie czytelniczki. 
Właśnie dzisiaj mija rok od pierwszego rozdziału ;)
Z racji tego chciałabym dać Wam troszkę dłuższy rozdział który będzie moim podziękowaniem dla Was.