czwartek, 26 listopada 2015

18. Thinking Out Loud.

        Byłam bardzo zdziwiona kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi w trakcie imprezy. Wszyscy już byli i nikogo nie brakowało. Kiedy je otworzyłam mało nie dostałam zawału. Przede mną stał we własnej osobie Prezes Piechocki.

- A co to za imprezy w trakcie sezonu?
- Ależ panie prezesie. Jaka to impreza. Zwykle powitanie.
- Przecież żartuje. To jest prezent dla ciebie i oby ci się dobrze mieszkało.- Podziękowałam i wpuściłam Konrada do mieszkania. Kiedy wszedł do salonu wszyscy zamarli. Chłopacy automatycznie odłożyli drinki i niezdrowe jedzenie. - Nie udawajcie takich grzecznych. Co wy myślicie że ja nie wiem że 3/4 alkoholu w sklepach w Bełchatowie to wy wykupiliście?
- Panie prezesie w życiu.
- Ja widziałem ile siatek Kacper wynosił. Mam nadzieje że napijecie się ze starym kolega.

        Teraz tym bardziej musiałam z Andrzejem uważać na jakiekolwiek czułości. Mierzyliśmy się tylko wzrokiem. Kiedy poszłam po przekąski do kuchni zaraz za mną skierował się Matthew.

- Czego chcesz?
- Kochana gdzie z taką wrogością? Jesteśmy przyjaciółmi.
- Gówno nie przyjaciele. Myślisz że nie wiem że to ty doniosłeś na Andrzeja?
- W życiu. Za kogo ty mnie masz.
- Wiedziałam, że jesteś kłamcą ale że aż takim.
- Powiedziałem ci że będę o ciebie walczył. Nikt nie powiedział że czegoś nie można. Także wszystkie chwyty dozwolone.
- Boże co ja w tobie widziałam. Musiałam być bardzo ślepa.
- Ty tego nie widzisz? Tego jak cię próbuje omotać, wziąć tylko dla siebie.
- Ty jesteś chory. To się leczy! Powiedziałam ci, że to definitywny koniec. Niech to w końcu do ciebie dotrze.

        Wzięłam to co miałam i zostawiłam go tam samego. Ola z Patrycją od razu zauważyły że coś jest nie tak. Gestem ręki pokazałam im że nic mi nie jest i zaczęłam tańczyć. Przetańczyłam chyba z całą Skra. Wszyscy po jakimś czasie byli już bardzo wcięci. Kolo godziny 4 partnerki zaciągały tych alkoholików do domu.
Na noc u mnie został Karol z Olą i Patrycja ze Srecko, do Andrzeja poszedł Facu i Uriarte z dziewczyną, która doszła do nas dopiero potem. Matthew wziął Włodarczyka. Reszta była z partnerkami więc to one ich zabrały.
         Położyłam się w sypialni razem z Andrzejem. Wiadomo było że z naszych gości nikt by nas nie wydał. Wtuliłam się w siatkarza i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Chłopacy rano mieli mieć trening o 10. Byłam bardzo ciekawa ilu ich przyjdzie. Otworzyłam oczy ale od razu je zamknęłam. Andrzej był taki cieplutki i miękki, że aż żal było wstawać.
        Szturchnęłam go lekko ale Wrona leżał niewzruszony. Jako że był bez koszulki to zaczęłam mu paznokciami po brzuchu rysować jakieś kółeczka i inne duperele. Tak się zamyśliłam, że kiedy siatkarz się odezwał podskoczyłam lekko.

- Kochanie to mnie łaskocze.
- To dobrze wstawaj.
- Dobrze? No to zobacz co teraz ja ci zrobię.

        Andrzej nachylił się nade mną i wbił mi się w szyję. Całował mnie po niej. Nawet nie liczyłam ile razy zrobił mi malinkę. Poleżeliśmy jeszcze chwile i czas było się zbierać. Andrzej poszedł do siebie obudzić towarzystwo, a ja skierowałam się w stronę łazienki. Kiedy w lustrze na siebie spojrzałam zamarłam. Moja szyja wyglądała jak jeden wielki siniak. Zabije go. Jak ja się wytłumaczę Falasce, że muszę mieć szalik bo chora jestem? Przecież on mi nigdy w to nie uwierzy.
        Ogarnęłam się, założyłam jak najwyżej zabudowana koszulkę i zajęłam się śniadaniem dla moich śpiochów. Powiem najwyżej że klubowej nie zdążyłam wyprać. Zjedliśmy śniadanie i reszta chłopaków poszła się ogarnąć na trening. Zeszłam na dół do samochodu. Wychodząc z klatki zobaczyłam Andersona stojącego przy masce swojego cacka. Grzebał coś w nim.

- Popsuł się?
- Nie mogę go odpalić.
- Wskakuj podwiozę cię.
- Nie no poradzę sobie.
- Wskakuj i nie dyskutuj.

        Posłusznie usiadł na miejscu pasażera. Przez całą podróż nic się nie odezwał. Ja sama zbytnio też go nie zagadywałam bo sama nie miałam ochoty rozmawiać. Po 10min dojechaliśmy pod Energię. Matt wybiegł jak głupi. Rozumiem, że nie chce aby ktoś nas razem zobaczył no ale nie przesadzajmy. Mógłby rzucić chociaż zwykle "Dziękuję".
        Poszłam zaraz za nim. Wchodząc na parkiet czułam na sobie wzrok Falascy. Byliśmy sami gdyż chłopacy mieli się zjawić dopiero za pare minut. Zaczęłam ogarniać papiery jak to drugi trener gdy Miguel podszedł do mnie i zaczął się śmiać.

- Powiedz Andrzejowi, żeby następnym razem był dyskretniejszy. Nie chciałby aby Konrad to zobaczył.

- Ale jak to Andrzej?
- Nie rob ze mnie głupka. Zauważyłem jak na siebie patrzycie. Tak zawodnik na trenera nie patrzy. Ale muszę ci powiedzieć, że dużo razy widziałem Andrzeja w związku no bo nie ukrywajmy stały w uczuciach to on nie jest. Ale na wszystkie wcześniejsze nie patrzył tak jak na ciebie. Co ty takiego robisz?
- Właśnie nic. I nie dałam mu się na początku. Trochę musiał się natrudzić.
- To powodzenia. Słuchaj idź zawołaj tych debili bo sami to oni się nie pchają.

        Skierowałam się w stronę szatni. W głowie dalej miałam słowa Miguela. Bałam się aby Piechocki również tego nie zauważył. Z szatni wyszedł Facundo i Lisinac. Obaj spojrzeli się na siebie i zaczęli się śmiać.

- Nie za wesoło wam chłopaki?
- Widzę, że albo noc była upojna albo ranek.
- Ale się uśmiałam Conte.
- Też cię kocham maleńka.
- Facu czy ty wiesz co jest małe?
- A widziałaś?
- Dobra idź bo zaraz kopa w dupę dostaniesz.

        Chłopacy którzy wyszli z szatni stali i śmiali się razem z nami. Nawet ukradkiem zobaczyłam uśmiech na twarzy Andersona. Trening nie był dzisiaj bardzo ciężki. Chłopacy byli po meczu, o imprezie to już nie wspominajmy. Jednak pomimo to pokazali się wszyscy.
        Jakieś 2 godziny później jechałam samochodem z Mattem. Nagle w radiu poleciała piosenka. Momentalnie moje oczy zaszły się łzami, które po chwili zaczęły spływać mi po twarzy. To była piosenka do naszego pierwszego tańca na ślubie. Oboje słuchaliśmy jak zahipnotyzowani. Matt otrząsnął się pierwszy.

- Iza zatrzymaj się proszę.
- Miejmy to za sobą. Odwiozę cię i zapomnimy o tym.
- Iza. Proszę Cię. Zatrzymaj samochód.

        Zrobiłam to. Zatrzymałam się na jakimś parkingu i wyszłam z samochodu. Próbowałam się opanować ale pomimo tego że minęło tyle czasu mnie to nadal bolało. Matt wyszedł zaraz za mną. Objął mnie a ja zaczęłam płakać wtulona w niego. Ktoś mógłby pomyśleć, że tak go nienawidzę, a potrafię się do niego przytulic. To był odruch.
        Siatkarz tulił mnie do siebie i trzymał głowę opartą o moją. Po chwili się uspokoiłam. Odsunęłam się od niego i zauważyłam jak ściera łzy z policzka. To dotyczyło nas oboje. Nie tylko mnie.

- Myślę że musimy ze sobą jeszcze raz porozmawiać. Wolisz żebym ja przyszedł do ciebie czy ty do mnie?
- Ja do ciebie.
- Chcesz żebym to ja prowadził?

        Bez słowa dałam mu kluczyki i usiadłam na fotelu pasażera. Byłam już tym wszystkim wykończona.