wtorek, 16 lutego 2016

20. Cake by the ocean

2 MIESIĄCE PÓŹNIEJ 

~Perspektywa Patrycji~

        Minęło już trochę czasu. Zdążyłam zaaklimatyzować się w moim nowym mieszkaniu, miejscu pracy, w nowym otoczeniu.
        Trwała w najlepsze najbardziej melancholijna pora roku. Jesień. Nie znosiłam jej za to, że non stop niebo było przykryte przez czarne chmury, niepozwalające przebić się promieniom słonecznym. Nie znosiłam jej za to, że temperatura nie pozwalała na różne przyjemności.  Nie znosiłam jej za samotność, kiedy wracałam po treningu czy meczu do domu i witała mnie cisza i nikt na mnie nie czekał z uśmiechem na twarzy, czy z pretensjami. Nie znosiłam jej za to, że była.
        Był kolejny szary, ponury i deszczowy dzień. Wyszłam z hali, bo skończyłam swoją pracę na dziś. Niestety. Gdy tylko wyszłam za drzwi przywitała mnie tafla zimnego , zacinającego w twarz deszczu. Zaklęłam pod nosem i pobiegłam do swojego auta. Szybko usiadłam na miejscu pasażera i podjęłam próbę odpalenia go. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i… właśnie. Nic się nie stało. Spróbowałam drugi raz i kolejny. Nic.

- No niech to szlag. – Syknęłam i walnęłam ręką w kierownicę.

        Nałożyłam kaptur na głowę i wysiadłam z samochodu. Podniosłam klapę samochodu do góry. Żebym tylko się jeszcze znała i stwierdziła co jest nie tak. Oparłam się obiema rękoma na krańcach blachy i patrzyłam na silnik jak szpak w gnat w oczekiwaniu, aż może stanie się cud i jednak samochód odpali.

- Wszystko w porządku? – Wyrwało mnie z zamyślenia pytanie. Szybko spojrzałam na tę osobę.
- Samochód mi nie chce odpalić. – Odpowiedziałam i zamknęłam klapę.
- Może pomogę.
- W tej chwili jesteś ostatnią osobą, od której bym przyjęła pomoc.
- Patrycja litości, nie możemy o tym zapomnieć?
- Powiedziałam, że masz się trzymać ode mnie z daleka. Z resztą nie tylko ja.
- I co będziesz ślęczała tu aż się ściemni i czekała na cud? I do tego mokła?
- Idź sobie, dobra? Dam sobie radę sama. – Warknęłam na niego.
- Nie wygłupiaj się. Pati wsiadaj do mojego samochodu, odwiozę cię.
- Powiedziałam, że nie chcę. Wole pójść pieszo. Najwyżej się przeziębię. – Mruknęłam i spojrzałam na niego.
- Jak chcesz, żeby nie było, że nie chciałem pomóc.
- W dupie mam ciebie i twoją pomoc. – Dodałam, po czym wzięłam swoją torbę, zamknęłam auto i poszłam.

        Lało jak z cebra. Gdyby pewnie mogło, to by zaczęło gównem rzucać. Miałam skrzyżowane dłonie na piersiach. Wtem usłyszałam:

- Daj spokój doprawisz się. Wsiadaj, to cię odwiozę.
- Już wyraziłam swoją opinię na ten temat i nie zamierzam jej zmieniać. – Stwierdziłam i spojrzałam na Włodarczyka wychylającego się przez szybę.
- Daj spokój. Będę jechał tak długo za tobą aż nie wsiądziesz. I dostanę przez to mandat.
- No i dobrze, za głupotę się płaci.
- Patrycja…
- Jedź dobra? –Spojrzałam na niego i skręciłam w inną uliczkę.

        Mój powrót do domu zasygnalizowała seria kichnięć. No świetnie. Pierwsze co zrobiłam po wejściu to zaparzyłam herbatę. Wypiłam ją niemalże duszkiem. Usiadłam na kanapie i zawinęłam się w koc. Do tego z moich płuc wyrwał się okropny kaszel.
        Następnego dnia, gdy się obudziłam to myślałam, że umrę. Dopadł mnie okropny ból głowy, dreszcze, kaszel i ból gardła. Jęknęłam głośno. Wzięłam telefon do ręki.  Było chyba z milion połączeń nieodebranych. Od Izy, od trenera Falasci, od Wrony i połowy pozostałych zawodników. Odgarnęłam włosy z czoła. Zaraz wyświetliło mi się, że Iza do mnie dzwoni.

- Halo? – Wychrypiałam.
- Dziewczyno gdzie ty się podziewasz?! Trening zaczął się godzinę temu!
- Która jest… O KURWA MAĆ. - jęknęłam i szybko zwinęłam się z łóżka. – Toż Piechocki mnie zabije.
- Dawaj szybko na halę. – dodała i się rozłączyła.

        Dosłownie w biegu umyłam się i ubrałam, po czym wybiegłam z mieszkania. Na szczęście deszcz nie padał. Po 15 minutach wpadłam zmachana na halę.

- Jestem! Matko boska przepraszam za spóźnienie! – powiedziałam.
- No siema śpiąca królewno. – Zaśmiał się Conte.
-Bardzo śmieszne. – Mruknęłam.
- Dobra w końcu wszyscy w komplecie… - zaczął trener i spojrzał na mnie. – Patrycja dobrze się czujesz?
- No tak średnio bym powiedziała, a co? – Spytałam.
-Bo też tak wyglądasz. – stwierdził Kacper.
- Dzięki. – mruknęłam niezadowolona.
Usiadłam na trybunie. Wydmuchałam nos.
- Mówiłem, że się załatwisz.
- Spierdalaj. – skwitowałam Włodarczyka.

        Czułam, że było mi zimno. Podkuliłam nogi i zaczęłam wypełniać na szybko jakieś dokumenty. W pewnym momencie  zaczęłam się rozglądać. Zawodnicy sobie grali towarzysko pod okiem Izy i Miguela. Zauważyłam, że Anderson dziwnie się zachowuje już od jakiegoś czasu. Był obojętny, grał bez jakiegokolwiek błysku. Był przewidywalny. Spojrzałam na swoją przyjaciółkę. Ta też w tym momencie na mnie spojrzała. Od razu wiedziałam, że z nim rozmawiała i zakończyła sprawę. Poszłam do swojego gabinetu. Zrobiłam tam porządki w papierach. Nic ciekawego się nie działo.

- Patrycja wszystko w porządku? – usłyszałam prezesa.
- Tak. – odpowiedziałam. – Dlaczego pan pyta?
- Bo zmarniałaś nam ostatnio. Jakieś problemy?  Znowu z Włodarczykiem?
- Nie. Dzięki Bogu to już sprawa zamknięta.
- To co się dzieje? Ostatnio się nie uśmiechasz. – usiadł na krześle.
- To przez jesień.
- Na pewno?
- Tak, proszę się nie martwić. – powiedziałam.

        Zostałam sama, ale tylko na chwilę.

- Za chwilę dostarczę raporty… - mruknęłam.
- Spokojnie, ja ich nie potrzebuję. – Usłyszałam śmiejącego się Lisinaca. – Siema.
- Siema. Coś się dzieje? – Spytałam.
- Nie, tak przyszedłem. W sumie nie gadaliśmy dużo od czasu domówki.
- Nie było czasu. – Odpowiedziałam.
- Może idź do domu? Nie najlepiej wyglądasz.
- Jejku spokojnie, tylko się podziębiłam. – Zaśmiałam się. – Trochę posmarkam w chusteczki, pokaszlę i mi przejdzie. – dodałam z uśmiechem.
- Mam nadzieję. – Puścił mi oczko i poszedł.

        Zaśmiałam się pod nosem i poszłam na halę. To było jedyne miejsce, w którym miałam jeszcze szansę pogadać z przyjaciółką, bo nie było na nic czasu. Jednak ta chyba nie była zbytnio w nastroju na rozmowę.

~Perspektywa Izy~

        Nie narzekałam na nasz związek z Andrzejem, chociaż ostatnio zaczęło się coś psuć. Plusliga, Liga mistrzów, wszystkie mecze szły nam słabo. Martwiło to nas ale mieliśmy jeszcze dużo czasu na odbudowanie formy. Wszyscy próbowali zwalić to na mnie, bo nowa, bez doświadczenia, na dodatek dziewczyna to gdzie ona nadaje się na trenera. Bolały mnie trochę te oszczerstwa ale nie zwracałam zbytniej uwagi na nie.
        Z racji że była już połowa grudnia każdy myślał już tylko o świętach. W tym roku mieliśmy spędzać je razem. Najpierw u mojej rodziny, potem u Andrzeja. Pomimo że nie byliśmy ze sobą długo każdy już widział nas na ślubnym kobiercu. Jednak ostatnio Andrzej się zmienił. Zrzucalam to na to że nie wychodziło im w meczach, ale to nie było to. Bałam się najgorszego. Nawet Patrycja pytała się mnie co się dzieje ale zwalałam to na nadmiar obowiązków.
        Kiedy siatkarz się kąpał spojrzałam w jego telefon. Widniała tam wiadomość od jednej osoby. Kiedy ja przeczytałam momentalnie w oczach pojawiły mi się łzy. Jak mogłam być taka głupia i tego nie zauważyć. Kiedy wyszedł postanowiłam się go spytać.

- Misiek kupiłam wino, zrobię jakąś pyszna kolacje.
- Kochanie dzisiaj nie mogę. Umówiłem się z chłopakami.
- Z którymi?
- Nie ufasz mi? Przecież wiesz że wychodzę tylko z jednymi. Conte, Kłos, Włodarczyk, Uriarte może Anderson.
- No cóż. Miłego wieczoru.

        Chociaż nie chciałam, musiałam się komuś wyżalić. Nogi od razu poniosły mnie do Conte. Wiedziałam że kłamał. Ale dlaczego wplątał w to też ich. Mogłam być spokojna jeżeli chodzi o Argentyńczyka. Biedak dalej sobie nikogo nie znalazł więc żadna nie będzie miała mi tego za złe. Kiedy siatkarz zobaczył mnie w drzwiach taka zapłakana od razu przyciągnął mnie do siebie i zaczął pocieszać.

- Więc juz wiesz.
- Wiedziałeś o tym i mi nie powiedziałeś?!
- Iza to nie tak. Domyslalismy się tylko z chłopakami. Widzieliśmy że coraz częściej nie jeździcie razem do domu, wieczory spędzasz sama. Ale każdy z nas bal się tego jak Ci o tym powiedzieć. Wyglądałas na taką szczęśliwa.
- Może i wyglądałam ale taka nie byłam. W takim razie jak długo to trwa?
- Z tego co nam wiadomo około miesiąca. Ale ona przecież spotykała się z nim wcześniej.
- Wiem. Już raz się o nią kłócilismy. Stara sprawa. A więc tak na prawdę ona nadal jest w naszym życiu. Facundo mógłbyś zawiezc mnie do domu? Byłabym bardzo wdzięczna.
- Nigdzie nie wychodzisz stąd w takim stanie. Zostajesz u mnie i nie ma żadnego problemu.
- Nie no co ty. Co jak on wróci. Przecież kiedyś będzie musiał. Zawsze wracał około 3 w nocy.
- To się zdziwi. I nie słyszę ale. Zostajesz i koniec. Zrobię nam herbaty.

        Wzięłam kocyk który leżał na kanapie i nakryłam się nim. Po chwili wrócił Facu z dwoma kubkami herbaty. Lekko podniosłam się ale tylko kiedy siatkarz usiadł położyłam mu głowę na kolanach. Jednak było nam niewygodnie więc lekko się położył i takim oto sposobem leżałam mu na brzuchu. Oddychał miarowo, nie musieliśmy rozmawiać. Rozumiał że potrzebowałam teraz chwili na namyślenie.

- Facundo czemu ty tak na prawdę jesteś sam? Przecież jesteś świetnym facetem i nie wmówisz mi że żadna cie nie chce.
- Jak mam być szczery to ja chcę jedna. Ale niestety nie ma dla nas happy endu.
- Dlaczego?
- Bo ona kogoś ma. I jest z nim szczęśliwa. A ja nie mogę wykorzystać sytuacji w której im się popsuje bo potem będę tego żałował.
- Czasem warto zaryzykować. Może nie jest do końca szczęśliwa. Ja też udaje a wszyscy myślą że jest świetnie. Zasługujesz na nią. Jest na pewno świetna dziewczyna.
- Tak myślisz?
- Pewnie. Startuj. Najwyżej okaże się że to nie jest to. Jeżeli nie spróbujesz nie dowiesz się czy to jest ta odpowiednia.

        Conte przez chwilę myślał. Po czym nachylil się nade mną i mnie pocałował. Zanim cokolwiek do mnie dotarło już chwilę to trwało. Kiedy zaczęło to być bardziej namiętne odepchnęłam go. Widziałam że nadzieja w jego oczach zgasła.

- Ja cie przepraszam. Iza to nie tak.
- Wiesz co. Ja lepiej pójdę.

        Ubrałam się i szybko wyszłam z mieszkania przyjmującego. Nie wiedziałam gdzie iść. Szłam przed siebie. Nie dość że straciłam dzisiaj chłopaka to jeszcze przyjaciela. Usiadłam na jakiejś ławce i zaczęłam płakać. Nie wiedziałam gdzie jestem, ważne że nikt mi nie przeszkadza. Nagle poczułam jak ktoś mnie przytula, nie powiem przestraszyłam się. Jednak wiedziałam że to Conte. Zdradziły go perfumy.

- Iza ja cię przepraszam. To nie powinno tak wyjść. Mogłem Ci o tym nie mówić.
- Jak długo?
- Od samego początku. Ale ty na mnie nie zwracałas nigdy uwagi.
- Facudno. Nie okazywales mi tego. Poza tym był Wrona.
- Wiem. Dlatego trzymałem się na uboczu. Ale nawet nie wiesz jaka miałem ochotę mu walnąć. Chodź idziemy do mnie. Nie będziesz tak siedziała na tym zimnym.
- Ja może lepiej pójdę do siebie.
- Pójdziemy tylko i wyłącznie po twoje rzeczy na jutrzejszy ostatni trening.
- Facu.
- To że cię kocham nie znaczy że nie możemy ze sobą rozmawiać.
- Ale nie jest to dla ciebie krępujace?
- Zdążyłem się przyzwyczaić.
- A więc to dlatego nikogo nie masz. A my się zastanawialiśmy czy gejem nie jestes.
- No nie wyglądasz na chłopaka więc raczej nim nie jestem.

        Szliśmy w ciszy. Każde myślało o czymś innym. Doszliśmy do mojego bloku, chciałam wejść sama ale siatkarz mi nie pozwolił. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, zakluczyłam mieszkanie i wyszłam razem z Conte. Niech Wrona śpi sobie u siebie.

- Iza musimy skoczyć gdzieś na jedzenie. Bo niestety u mnie w lodówce są małe pustki.
- To może lepiej ja zrobię coś do jedzenia. Czekaj wrócę się, bo mam przygotowane rzeczy na kolacje z Wrona. Napijesz się chyba ze swoją trenerka dobrego, czerwonego wina.
- Nie wiem czy mogę.
- Możesz, możesz. Dzisiaj ci pozwalam.

Facundo został na chodniku a ja wróciłam się po jedzenie. Zapakowałam wszystko i wyszłam do niego. W dobrym humorze minął nam wieczór. Oglądaliśmy filmy, jedliśmy, piliśmy. Byłam już nieźle wstawiona, a siatkarzowi nic nie było. Na pewno oszukiwał z tym piciem. Przytuliłam się do niego i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Rano obudziłam się już w sypialni obok Conte. Jedno dobre, wiedziałam że pomiędzy nami do niczego nie doszło. Z racji tego że Facu by nie mógł. Żałował by tego do końca życia. Wstałam z łóżka, ogarnęłam się i poszłam po jakieś śniadanie. Kiedy wróciłam ten głupek jeszcze spał, ile można. Spojrzałam na zegarek który wskazywał 9. Za godzinę musimy być na hali. Postanowiłam go ładnie obudzić. Wiedziałam że przyjmujący ma straszne łaskotki więc weszłam po cichu do pokoju, usiadłam obok niego, nachyliłam się i w momencie kiedy chciałam go połaskotać ten przewrócił mnie ze to ja byłam pod nim i zaczął mnie gilgotać. Kiedy w końcu przestał udawałam obrażoną. Proszę bardzo. 3/4 dziewczyn na świecie chciałoby być teraz na moim miejscu. Obok mnie leży największe ciacho na świecie, bez koszulki, na dodatek mnie kocha, a ja mam go w dupie. No istna brazylijska, nie sorry argentyńska telenowela.

~*~
Witam was po jakże długim czasie. Przepraszam, że tak dawno nic nie było ale moja wena mnie opuściła. Obraziła się i postanowiła zrobić sobie wakacje. Wiem, że to wyżej szału nie ma dupy nie urywa ale to zawsze coś, Może w końcu się odbrazi i wróci do mnie. :P 
Jak myślicie co zrobi Iza? 
Czy Facundo zawróci jej w głowie, a może jednak wybaczy Andrzejowi? 
Czy Patrycja pogodzi się w końcu z Włodarczykiem, a może da szansę komuś innemu? 
Pozdrawiam <3