czwartek, 1 września 2016

24. Dlatego kocham ją mocno.

        Pierwszy dzień świąt minął dość chaotycznie. Do Wojtka zjechała się najbliższa rodzina, a że ja do najbardziej towarzyskich osób nie należałam, z chęcią schowałabym się w swoim tymczasowym pokoju i z niego nie wychodziła przez cały dzień, ale że tak nie wypadało i nie chciałam wyjść na jakąś dziwną i aspołeczną osobę, przemogłam się i uczestniczyłam w całym wydarzeniu rodzinnym.
        A ile było tłumaczenia rodzinie, że nie jestem dziewczyną, narzeczoną, wybranką, kochanką, to głowa była mała. Na szczęście Wojtek mi w tym wszystkim pomagał, bo chyba wiedział, że dla mnie to jest dość niezręczna sytuacja. Nadszedł drugi i ostatni dzień świąt. Powoli zaczynałam się pakować, bo następnego dnia z rana wyjeżdżaliśmy z Wojtkiem do Bełchatowa. Byłam ubrana w białą bluzkę i rozkloszowaną czarną spódniczkę do ¾ uda. Zeszłam na dół z delikatnym uśmiechem na twarzy. 

- Dzień dobry. – Przywitałam się, gdy weszłam do salonu. 

- Dzień dobry, Patrycja. Jak spałaś? – spytała pani Włodarczyk. 
- A dziękuję, bardzo dobrze. 
- Siadaj do stołu, Wojtek zaraz przyjdzie. Zjemy śniadanie. 
- Może pomogę? – Zaproponowałam. 
- Nie, kochanie ty już nam w te święta tak sporo pomogłaś, prawie zrobiłaś więcej, niż my wszyscy razem wzięci.
- Proszę nie przesadzać. – Zaśmiałam się. – Naprawdę to dla mnie żaden kłopot. Z chęcią pomogę. 
- No dobrze, to chodź do kuchni, przygotujemy śniadanie. – Powiedziała kobieta, po czym poszła ze mną do kuchni.
        Tam sprawnie uporałyśmy się z przygotowaniem posiłków i poustawianiem wszystkiego na stole. Podczas, gdy z Wojtka mamą ustawiałyśmy już wszystko na stole, w salonie zdążył pojawić się i sam Wojtek.

- O już na nogach. – Zaśmiał się do mnie. 

- Już dawno, a ty co. – Zawtórowałam mu głośno. 
- Nie wiedziałem w co się ubrać, ale co z tego, jak bijesz mnie na głowę nawet w worku. – Zmierzył mnie wzrokiem. 
- Sugerujesz, że mam na sobie worek? – Uniosłam brew. 
- Teraz? Nie no co ty! Wyglądasz pięknie. – Sprostował to szybko, a ja parsknęłam na to śmiechem.
- Się dogadujecie. – Zaśmiał się na to wszystko jego tata. 
- Chyba od samego początku. 
- Nie schlebiaj sobie. – Powiedziałam i postawiłam półmisek z rybą na stole.
        Mimo naszych drobnych przekomarzanek, skonsumowaliśmy posiłek w spokoju i przede wszystkim w dobrej atmosferze. Po posiłku posprzątałam z rodzicielką siatkarza i wróciłam do salonu.
- Idziemy na spacer? – Wypalił Włodarczyk.
- A gdzie?
- Na miasto, pokażę ci trochę moje rejony. Co ty na to?
- No spoko, możemy iść. – Odpowiedziałam.
- To idź się ubierz.
- Ale że teraz?
- No. – Zaśmiał się głośno. – Idź, idź gapo.
        Zawtórowałam mu głośno i poszłam na korytarz ubrać kozaki, płaszcz, szalik, czapkę i rękawiczki. Oczywistym faktem było to, że telefon obowiązkowo miałam przy sobie. Po chwili oboje byliśmy gotowi do wyjścia.
        Na dworze była w miarę ładna pogoda. Było pochmurno, ale nie padało. Było za to cholernie zimno. Wojtek oprowadził mnie po mieście. Najlepsze było to, że na dworze nie było praktycznie nikogo.
- A jak planujesz spędzić Sylwestra?
- Z Izą. – Zaśmiałam się. – Planujemy jakąś domówkę, tym razem u mnie. Jeśli nie masz jeszcze planów ze znajomymi to śmiało wpadaj.
- A kto będzie?
- Na sto procent Karol z Olą, Facundo, Srećko…
- Srećko specjalnie wcześniej przyjedzie?
- Czy ja wiem czy wcześniej… I tak od drugiego stycznia startujemy z treningami, więc i tak normalnie przyjeżdża i tak.
- A Andrzej?
- Myślisz, że Iza chciałaby go widzieć po tym wszystkim na oczy? – Spytałam i spojrzałam na niego.
- W sumie masz racje.
- Będzie jeszcze Miguel, z tego co wiem Nikolay ze swoją piękną tez zamierzają wpaść
- Skra i Resovia w jednym pomieszczeniu? Chcesz żeby to wybuchło?
- Nie będziecie ani w Enerdze ani na Podpromiu, tylko w moim mieszkaniu, a tam nikt nie jest gwiazdą. – Powiedziałam. – Słyszałam też, że Anderson ma wbić, ale wątpię, żeby mu się chciało dupę zwlec ze Stanów.
- A jakbym wbił z kolegą to mocno miałabyś mi to za złe?
- Kolega jak się zwie?
- Zaran? Kojarzysz?
- Zarana? No pewnie. – Zaśmiałam się. – Spoko możecie wbić.
- Jakaś lista zamówień, żebyście nie zostały z organizacją same na lodzie?
- Nie no co ty. My to organizujemy, a to nam całkiem nieźle idzie, więc myślę, że sobie poradzimy i to śpiewająco. – Uśmiechnęłam się. – Ale dzięki za chęci.
        Szwendaliśmy się po parku miejskim. Tematów do rozmów nam nie brakowało. Staliśmy sobie nad stawkiem oparci o poręcz pomostu.
- I jak ci się podoba?
- Co? – Spytałam.
- Andrychów.
- Jest piękny. – Uśmiechnęłam się delikatnie do niego. – Naprawdę. Ma w sobie to coś.
- No nie? Mimo że teraz tu rzadko jestem, to uwielbiam tu przychodzić. Zawsze mnie uspokaja to miejsce, mogę tu sobie spokojnie pomyśleć. – Spojrzał na mnie.
- Wcale się nie dziwie. To jest miejsce idealne.
        Przyjmujący ciągle mi się przyglądał. W pewnym momencie schylił się delikatnie i zaczął się do mnie zbliżać. Z początku nie zjarzyłam akcji i patrzyłam na niego zdezorientowana, ale gdy zorientowałam się, co się święci, przystopowałam go.
- Wojtek, nie… - Powiedziałam. – nie możemy.
- Jasne… Przepraszam. – Odsunał się.
        Widziałam, że chłopak się speszył, ale ja nie mogłam tego zrobić. Nie chciałam dawać mu złudnej nadziei, gdy nic więcej prócz koleżeństwa nas nie łączyło. A coś więcej zaczynałam czuć do kogoś innego, więc nie chciałam, żeby wyszła jakaś niezrozumiała sytuacja…
Iza:


        Pomimo że nie doszło pomiędzy nami do niczego czułam że po tym wieczorze wszystko się zmieniło. Rano obudziłam się objęta przez siatkarza. Rodzice nie mieli wielkiego domu aby pomieścić jeszcze jego samego bo przyjeżdżali inni goście więc Facundo spał że mną.
        Jakoś ściągnęłam jego ręce i udałam się do kuchni. Tam zrobiłam sobie kawę i włączyłam radio. Tak usiadłam do stołu i myślałam. Nie wiem ile to trwało ale przerwał mi to Faucundo biorący łyk z mojej kawy.
- Zrób sobie, a nie moja pijesz.
- Jakbyś była dobra przyjaciółka to już dawno by stała na stole.
- A z racji że jestem twoim trenerem to śniadanie też robisz sobie sam.
- Ja nie wiem za co ja cię kocham.
- Widziały galy co brały.
        Zostawiłam Conte samego w kuchni i poszłam ogarnąć się zanim przyjedzie rodzina. Postanowiłam ubrać się w rurki i sweter. Ogarnęłam się, wróciłam do siatkarza. Stał do mnie tyłem i smażył jajecznice.
- Weź bo jeszcze się przyzwyczaję.
- Mi to nie będzie przeszkadzało.
- Dobra dobra. Daj bo to wstyd żeby gość robił w domu moim.
        Kiedy patrzył się na mnie tymi czekoladowymi oczami odpływałam. Miałam właśnie zabrać mu łyżkę gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Jako że byłam najbliżej otworzyłam. Stał tam mój tata którego nie widziałam kupę czasu. Rzuciłam mu się na szyję jak małe dziecko. Zabrałam jego walizki i zawołałam mamę. Z kuchni wyszedł Conte, od razu widziałam krzywe spojrzenie mojego taty.
- Witam, nazywam się Facundo Conte.
- Miło mi, Rafał.
        Facu wrócił do kuchni, a rodzice udali się na górę. Widziałam spojrzenie siatkarza od razu wiedział, że tata go nie lubi. W ciszy zjedliśmy śniadanie, goście przyjeżdżali dopiero o 16, a była 10 więc postanowiłam wziąć się za jakieś jedzenie. Kiedy zajrzałam do lodówki niestety wszystko było już zrobione. Z racji że wiedziałam że mama nie potrafi zbytnio piec ciast ja się za to zabrałam.
        Tata z Facu dostali listę rzeczy i pojechali po nie, mama sprzątała, a ja przygotowywałam słodkości. Kiedy wrócili chłopacy po ich minach widziałam że nie było dobrze. Zawołałam siatkarza do siebie ale nie chciał o tym gadać.
        Nawet nie zauważyłam kiedy zrobiła się godzina 14. Poszłam się wykąpać i ogarnąć. Kiedy leżałam w wannie do łazienki bez żadnego pukania ani nic wszedł Conte i jak gdyby nigdy nic zaczął się rozbierać do bielizny.
- Co ty robisz?
- W drugiej łazience szykuje się twoja mama a ja muszę się umyć. Znając ciebie będziesz tu siedziała i siedziała więc wpuść mnie za siebie i nie przejmuj się mną.
- Facu jestem nago.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz cie będę widzieć. Zresztą jesteś cała w pianie. A ja będę w bieliźnie nie martw się. - Wpuściłam Argentyńczyka za mnie i oparlam się o niego. - nie za wygodnie ci?
- Niee. Jeszcze wino, świeczki, masaż i byłoby idealnie.
- Następnym razem będę pamiętał.
- Będziesz za pewne czuł się nieswojo bo wszyscy będą mówić po polsku ale będę starała się tłumaczyć na bieżąco.
- Spokojnie. Wiedziałem na co się pisze. A teraz musimy wychodzić zanim ktoś się zorientuje. Możesz pierwsza.
- Nie rób tak tymi brwiami bo ci je zgolę w nocy.
- Nie widzisz to skąd możesz wiedzieć... ?
- Ja wiem wszystko. I nie dyskutuj. No wychodź bo muszę się ogarnąć do reszty.


        Siatkarz niechętnie ale jednak udał się do drugiej części łazienki a ja mogłam w spokoju dokończyć kąpiel. Tak tylko myślałam dopóki nie usłyszałam jak ktoś usilnie próbuje śpiewać. Chociaż próbuje jest tutaj za mocnym słowem.
- Conte czy ciebie do reszty popierdoliło. Chcesz żebym ogłuchła.
- Może jak ogłuchniesz to przynajmniej nie będziesz tyle gadała.
- A taki ładny prezent mam dla ciebie na święta. Zobaczysz jak świnia gwiazdy.
- Nie strasz, nie strasz bo...
- Milcz.
        Siatkarz wyszedł z łazienki śmiejąc się. Mogłam na spokojnie wyjść i ogarnąć się do reszty. Samo malowanie zajęło mi chyba z 30 min, wszystko musiało być dzisiaj perfekcyjnie. Kiedy po około godzinie byłam gotowa weszłam do swojego pokoju i oniemiałam. Siatkarz wyglądał nieziemsko. Zresztą po jego minie wywnioskowałam, że tak samo myśli. Gdyby nie to że rodzice byli w domu, rzuciłabym się na niego.
        Zeszliśmy razem do salonu gdzie była już cała rodzinka. Miałam im przedstawić Andrzeja, na szczęście nikt oprócz rodziców nie wiedział o tym. Reszta wiedziała tylko że przedstawię osobę z którą się spotykam. Usiedliśmy obok siebie, na co dziadek zaczął czytać Biblię. Potem wiadomo opłatek. Przeprosiłam wszystkich i poprosiłam aby do Facu zwracali się po angielsku gdyż po polsku rozumie tylko parę słów. Kiedy że wszystkimi się podzieliłam przyszedł czas na siatkarza. Nachylił się nade mną i zaczął szeptać do mojego ucha:
- No to kochanie życzę ci wesołych świąt, żebyś częściej się uśmiechała, jak teraz. Żebyś zawsze była pogodna, żebym zawsze mógł widzieć twoje piękne, roześmiane oczy, twój uśmiech. Żebyś po treningach dawała mi specjalny wycisk w stylu słynnych biedroneczek.- szepnął mi ostatnie słowa na ucho, aż się zarumieniłam - żeby ten sylwester i nowy rok był początkiem naszej wspólnej przyszłości i wszystkiego co najlepsze.
- Wycisk to ja ci dam, ale na siłowni. Taki ze przez tydzień nie wstaniesz. Życzę tobie wszystkiego co najlepsze w te święta, zdrowia, zero kontuzji, żebym nie musiała cie opieprzać - zaśmiałam się cicho - żebyś zawsze był taki uśmiechnięty, żebym mogła widzieć ten uśmiech jak najdłużej. Żebyś więcej myślał zanim coś powiesz, bo czasami to lipa z tym. Ale tak wiem, myślenie to nie jest twoja dobra strona. Oraz oby ten sylwester i nowy rok był jednym z wielu razem spędzonych.
        Nawet się nie zorientowałam kiedy Facundo lekko się odchylił i zaczął mnie całować. Kiedy się od siebie odsunęliśmy zobaczyłam, że każdy się na nas patrzy. Szybko wróciłam do stolika i skupiliśmy się na rozmowie i jedzeniu. Kiedy zjadłam już x kawałek ciasta i myślałam że pęknę nadszedł czas prezentów.
        Małe dzieci rzuciły się pierwsze do rozdawania ich każdemu. Rodzice się postarali i nawet Facundo coś od nich dostał. Była to bransoletka z jego inicjałami. Drugi prezent był ode mnie. Kiedy go otworzył widziałam błysk w jego oczach. Kątem oka widziałam że każdy pokazuje abym ja również otworzyła swój. Kiedy to zrobiłam, oniemiałam.
        Od rodziców dostałam taka sama bransoletkę jak Facu, a od niego przepiękny łańcuszek. Musiał wydać na niego mnóstwo pieniędzy. Po tym nadszedł czas na pasterkę. Z racji iż nie uczęszczam zbytnio do kościoła zgłosiłam się na ochotnika posprzątania po kolacji. Wszyscy zaczęli się zbierać, widziałam nawet ze zwerbowali Conte.
        Po chwili zrobiła się cisza. Stałam przy zlewie i opłukiwałam talerze kiedy poczułam czyjeś ręce na biodrach i całusy na szyi. Wystraszyłam się gdyż w domu miałam być sama. Odwróciłam się aby walnąć tego kogoś kiedy zostałam zmiażdżona w uścisku i zachłannie całowana.
        Już mogłam się wyluzować, ponieważ nikt inny tak nie całuję. W tej chwili tego chciałam. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Siatkarz wziął mnie na ręce i powoli zmierzaliśmy w stronę sypialni. Tam działo się tyle że nawet nie wiem kiedy ktokolwiek wrócił do domu. No i mam nadzieję że nikt niczego nie słyszał.


~*~


Najmocniej przepraszam. Zawaliłam. Zrozumiem jeżeli już nikt tego nie przeczyta.